NA ANTENIE: Magazyn wojskowy
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Rupieciarnia wspomnień

Publikacja: 17.10.2018 g.12:42  Aktualizacja: 17.10.2018 g.13:09
Poznań
Nagroda Literacka Nike 2018 dla Marcina Wichy za książkę "Rzeczy, których nie wyrzuciłem".
Marcin Wicha, Rzeczy, których nie wyrzuciłem - Wydawnictwo Karakter 2017
/ Fot. Wydawnictwo Karakter 2017

Matka odeszła, był przy niej do końca. Teraz Marcin Wicha przechadza się niespiesznie po jej pustym mieszkaniu. Przegląda „masę spadkową” - to, co pozostaje po człowieku w chwilę „po”. Zanim się tę rupieciarnię przejrzy i podzieli: to na śmietnik, to dla ubogich, a to ewentualnie do zachowania na pamiątkę. Zresztą coraz częściej zajmują się tym wyspecjalizowane firmy. Likwidują konta bankowe, wyrejestrowują telewizory, rozwiązują umowy z administracją i telefonią. Marcin jednak podszedł do tego tradycyjnie wziął tę „masę spadkową” na siebie. Oglądał, wspominał, spisywał. Potraktował życie własnej matki jak puzzel – rekonstruował go z tej graciarni. Powoli, uważnie. I na tyle zajmująco, że tom „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” zgarnął tegoroczną Nike.

Rzeczy mają pierwszeństwo

Te odkrywane warstwy pamięci uruchamiają na powrót nieodwołanie już wydawałoby się domknięte życie matki. I rozwijają się – jak to życie – przez moment jako scenka rodzajowa, na następnej stronie jako „domowy reportaż”, gdy trzeba dorysować kontekst historyczny, rzecz biegnie w kierunku eseju, a wszystko pozostaje wspomnieniem. Autor zastrzega na wstępie: "To jest historia o rzeczach. I jeszcze o gadaniu. Czyli o słowach i przedmiotach. Jest to także książka o mojej matce, i z tego powodu nie będzie zbyt wesoła". W każdym razie to rzeczy mają pierwszeństwo. One – brane do ręki może po raz ostatni – gładzone z czułością, oglądane „pod światło” pozwalają wysnuć z pamięci związaną z nimi sekwencję zdarzeń. Tamtą ledwie uchwytną atmosferkę, niegdysiejsze emocje, po których później nie zostało śladu. „Szuflady wypełnione ładowarkami od starych telefonów, zepsutymi piórami, wizytówkami sklepów. Stare gazety. Zepsuty termometr. Wyciskacz do czosnku, tarka i to, jak to się nazywa, śmialiśmy się z tego słowa, tyle razy się powtarzało w przepisach, mątewka. Mątewka. I przedmioty już wiedziały. Czuły, że wkrótce będą przesuwane. Przekładane w niewłaściwe miejsca. Dotykane cudzymi rękami. Będą się kurzyć. Będą się rozbijać. Pękać. Łamać pod obcym dotykiem”.

Apostołowie odkurzacza

Wraca głównie PRL i pierwsze lata demokracji i wolnego rynku. Rzeczy mają to do siebie, że z trudem znoszą uogólnienia, banały, urzędowe etykietki. Rzeczy są konkretne i domagają się twardych faktów, plastycznych scenek, wyrazistych sytuacji. Jak polityka – to opowiedziana poprzez wizytę w kinie:
„Poszliśmy z rodzicami na jakiś film historyczny, coś o błędach i wypaczeniach. – Czy dzisiaj też mogą zrobić takie rzeczy? – spytałem po seansie. – Nie – uspokoił mnie ojciec, a po chwili dodał: – Wymyślą coś nowego”.
Jak martyrologia, to wyłożona przez zasłyszany przed laty dialog, przyswojony kaprysem pamięci:
„Pamiętam ją w siódmym dniu stanu wojennego: – Chciałabym się dowiedzieć, gdzie jest mój brat. Zabrali go z domu trzej cywile. – Jak nazwisko? – A po chwili: – Nikogo takiego nie mamy. – W takim razie chcę zgłosić porwanie brata przez trzech mężczyzn podających się za funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. – To ja jeszcze sprawdzę. Jak nazwisko?”
Jak przerwy w dostawach tego i owego, np. wody, to od razu scenka spod prysznica:
„Ulubionym bohaterem epizodycznym socjalistycznego kina pozostawał namydlony mężczyzna – gdy przepasany ręcznikiem i oślepiony szamponem, wędruje w poszukiwaniu hydraulika (lub pijanego dozorcy z kluczami od pionu)”.
I wreszcie ten przełom roku '89 i to, co się na nas zaraz potem zwaliło. Można o tym na różne sposoby. Marcin Wicha jak zwykle wybiera rzecz. Odkurzacz:
„Przez całe lata chciała nabyć bardzo specjalny odkurzacz. Odkurzacz kosztował majątek. Nie sprzedawali go w sklepach. Odkurzacz miał swoich wyznawców, którzy jak świadkowie Jehowy krążyli po domach. Jakieś panie w średnim wieku – byłe urzędniczki lub nauczycielki – porzucały wcześniejsze zajęcia. Szły za głosem wiary. Głosiły odkurzacz”.
Książeczka jest szczupła. Ale jak się czytelnik już wczuje w to rozpamiętywanie cudzego losu, to żałuje, że druk się nie rozrasta. Bo przecież ludzkie życie – co z tego, że byłe? - rozrasta się, rozgałęzia w tyle interesujących regionów. Żal że ta inwentaryzacja kończy się zbyt szybko – jak każde ludzkie życie.

A może to podpowiedź, by samemu napisać podobną historię o własnych zmarłych?

Marcin Wicha, Rzeczy, których nie wyrzuciłem, Wydawnictwo Karakter 2017

https://radiopoznan.fm/n/rgLAj4
KOMENTARZE 0