Ojciec Wojciech Surówka - specjalista od spraw wschodu, Rosji i Ukrainy - odniósł się także do polityki Watykanu i faktu, że papież do tej pory nie nazwał Rosji agresorem.
Trzeba przemyśleć głęboko, czy rzeczywiście tak ma wyglądać polityka Stolicy Apostolskiej i jest to słuszne pytanie. Ja nie jestem dyplomatą, nie jestem też watykanistą, natomiast wiele lat spędziłem na Ukrainie i wielu z intelektualistów ukraińskich jakby jasno oczekuje od papieża, że nazwie agresora, bo cały czas Ukraińcy czują, że są stawiani na równi z agresorem
- mówił ojciec Wojciech Surówka.
Pozycja Stolicy Apostolskiej znajduje coraz mniejszą aprobatę świata. Szczególnie jest to dotkliwie widoczne w sytuacji, kiedy ojciec święty Franciszek sam wielokrotnie podkreślał, że nie jest dyplomatą, ale jest przede wszystkim pasterzem
- mówił w porannej rozmowie dominikanin ojciec Wojciech Surówka.
Poniżej pełny zapis rozmowy:
Cezary Kościelniak: Ojciec Wojciech Surówka niedawno obronił doktorat z filozofii rosyjskiej, jest specjalistą do spraw wschodu, Rosji, Ukrainy, przez wiele lat był dyrektorem dominikańskiego Instytutu świętego Tomasza w Kijowie. Chciałbym porozmawiać o relacjach kościoła, szczególnie papieża Franciszka na wojnę na Ukrainie. Kilka dni temu papież odpowiadając na pytanie, dlaczego nie wymienia nazwiska prezydenta Rosji powiedział: "papież nie wymienia nigdy głowy państwa, a tym bardziej kraju, który jest większy od jego głowy państwa". Jak rozumieć tę wypowiedź?
o. Wojciech Surówka: Ta wypowiedź wpisuje się w długoletnią tradycję dyplomacji watykańskiej, która jakby nie wymienia nazwy agresora czy nie wymienia z imienia agresora w przypadku jakiś konfliktów czy wojen. Jest to tradycja poparta wielowiekowym doświadczeniem Stolicy Apostolskiej. Natomiast wydaje mi, że w dzisiejszych czasach szczególnie widać, że akurat taka pozycja Stolicy Apostolskiej znajduje coraz mniejszą aprobatę świata, który właśnie obserwuje tę politykę. Szczególnie jest to tak dotkliwie widoczne w sytuacji, kiedy mówi to ojciec święty Franciszek, który zawsze był przedstawiany i sam wielokrotnie podkreślał, że nie jest dyplomatą, ale jest przede wszystkim pasterzem. Jest właśnie tym takim głosem prorockim w świecie i mówi to, co jest niepopularne, a tu w przypadku wojny, która się toczy na Ukrainie, papież idzie za tą linią dyplomacji watykańskiej prezentowaną przez kardynała Parolina i przez Stolicę Apostolską i z jednej strony taka tradycja jest Stolicy Apostolskiej takiego reagowania na konflikty.
A czy jednak nie uważa ojciec, że nie wszystkie tradycje są dobre? Czy ta tradycja nie powinna być jednak skorygowana? Bardzo krytycznie patrzymy na Piusa XII, który nie reagował wydaje się wystraczająco mocno, choć wiemy, że coś robił, to jednak nie reagował wystarczająco mocno na kwestię niemiecką. Czy jednak Watykan wyciągać z tego wniosku zwłaszcza, że jak się wydaje, taka jest wola większości wiernych? Sensus fidei ma tu też pewne znaczenie, prawda?
Wydaje mi się, że tak i to, że papież potrafi zmienić zdanie na temat swojej reakcji na temat wojny na Ukrainie widać po tej XIII stacji drogi krzyżowej, kiedy miała ona wyglądać inaczej. Nie tylko te dwie panie: Ukrainka i Rosjanka miały nieść krzyż, ale miały też wypowiedzieć pewną kwestię o bratnich narodach i po naciskach ze strony ambasady ukraińskiej przy Stolicy Apostolskiej, pana ambasadora Andrieja Jurasza i również po interwencji nuncjusza apostolskiego w Kijowie, widać, że zostało cos zmienione. Te panie poszły, ale tego tekstu, który był najbardziej bolesny dla Ukraińców, już nie było, więc widać, że pod naciskiem opinii, tych, którzy najbardziej w tej wojnie cierpią papież, Watykan czy Stolica Apostolska potrafią tutaj zmieniać swoją reakcję i wydaje mi się, że trzeba przemyśleć głęboko, czy rzeczywiście tak ma wyglądać polityka Stolicy Apostolskiej i jest to słuszne pytanie. Ja nie jestem dyplomatą, nie jestem też watykanistą, natomiast wiele lat spędziłem na Ukrainie i wielu z intelektualistów ukraińskich jakby jasno oczekuje od papieża, że nazwie agresora, bo cały czas Ukraińcy czują, że są stawiani na równi z agresorem, że jest to jakiś konflikt między dwoma stronami, równoważny i obie strony są agresorami.
Pewne gesty dzieją się. Kardynał Krajewski, który katolickie Triduum spędził w Kijowie - z jednej strony to przejmujące zdjęcie klęczącego kardynała nad dołami śmierci w Buczy, z drugiej strony drugie zdjęcie - zdjęcie gdzie wraz z nuncjuszem i biskupem przełożonym Ławry Peczerskiej - dopowiedzmy to jest monaster ortodoksów prawosławnych obrządku cerkwi należącej do patriarchatu moskiewskiego - to jest pewien problem, pewien zgrzyt, prawda?
Tam jest nie tylko ich wspólnie zdjęcie, bo wizyta mogła się dokonać, ważne w jakim celu ta wizyta się odbyła. Mamy tylko komentarz zamieszczony na stronie Ławry i komentarza jest taki, że podczas tego spotkania nuncjusz apostolski zapewnił biskupa Pawła - przełożonego Ławry, że żadna ze wspólnot w wyniku tej trudnej sytuacji społecznej, która ma miejsce na Ukrainie, żadna ze wspólnot kościelnych nie będzie dyskryminowana niezależnie od tego, gdzie się znajduje i w jakiej sytuacji się znajduje, czyli innymi słowy jest zapewnienie biskupa Pawła, czyli również patriarchatu moskiewskiego, że również ich wspólnota nie będzie dyskryminowana w jakikolwiek sposób ze względu na to, że zwierzchnik tego kościoła - patriarcha Cyryl - wprost popiera inwazję Rosji na Ukrainę.
Chciałbym trochę wykorzystując, że ojciec zna filozofię Rosji, zna też ojciec prawosławie, zapytać, czy ta postawa patriarchy Cyryla wynika z takiego prostego postkagiebowskiego - powiedziałbym - eurodowodu cerkwi moskiewskiej, czy też jest to szczególny przypadek personalny. Po prostu zdarzył się taki człowiek o takich specyficznych preferencjach politycznych, który został właśnie patriarchą i tak się to dzieje? Innymi słowy, czy możliwy byłby do wyobrażenia sobie inny scenariusz reakcji cerkwi prawosławnej moskiewskiej?
Tutaj się oprę na opinii nie mojej, ale Sergieja Czapnina - jednego z publicystów rosyjskich, wieloletniego redaktora naczelnego oficjalnego czasopisma patriarchatu moskiewskiego, który właśnie jakiś czas temu wydał książkę na temat przemian, które działy się w latach 90. i na przełomie XXI wieku w patriarchacie moskiewskim i on mówi, że reforma wewnętrzna nie jest możliwa.
Dlaczego, jak to argumentuje?
To nie jest przypadek tylko jednej osoby - patriarchy Cyryla, ale jest to przypadek struktur, absolutnie - według niego - nieewangelicznych, przesiąkniętych duchem światowym i zależnych od władzy państwowej.
Duchem światowym, czyli przedłużmy to na taki język świecki, chodzi o to, że chodzi o pieniądze.
Tak, pieniądze, biznesy, układy z oligarchami, zależność od władzy państwowej.
Czyli można potwierdzić, te informacje, które chodzą o patriarsze Cyrylu, że poza działaniem duszpasterskim zajmował się także handlem paliwem, tytoniem, handlem alkoholem, to jest coś, co można mu przypisać.
To są jakby rzeczy zbadane przez rosyjskich publicystów i one są powszechną wiedzą. To nie jest jakaś wiedza tajemna, wystarczy otworzyć jakąkolwiek stronę internetową rosyjską i poczytać na temat patriarchy Cyryla. On jest jednym z jednym z największych oligarchów rosyjskich.
Czyli jest po prostu graczem politycznym. Proszę ojca, wyobraźmy sobie taką sytuację - oby doszło do niej jak najszybciej - powojenną. Jak będzie się - ojca zdaniem - rysował potencjalny obraz podziałów w świecie prawosławia po tej wojnie, bo zdaje się, że on już teraz jest bardzo podzielonym światem, ale czego możemy się spodziewać?
To jeszcze trochę potrwa, ja nie jestem takim optymistą co do rychłego zakończenia wojny na Ukrainie.
To może inaczej, czy centrum prawosławia poza tym symbolicznym centrum, które jest w Konstantynopolu, można sobie wyobrazić, że ono będzie już nie w Moskwie, ale w Kijowie?
Ono powinno być w Kijowie. Ruś Kijowska to jest jak gdyby centrum słowiańskiego prawosławia i dlatego to również jest walka o Kijów i o to, kto jest spadkobiercą Rusi Kijowskiej. Moskwa cały czas uważa, że oni są spadkobiercami, jednak, kiedy powstawała Ruś Kijowska, kiedy powstawał monaster peczerski, kiedy powstawała sofia kijowska, to w Moskwie niczego nie było. Był las i pole, więc to centrum powinno być w Kijowie i mam nadzieję, że będzie, że będzie ten środek ciężkości przesuwał się w kierunku Ukrainy ze względu na świat prawosławny, ale jest jeszcze jeden bardzo ważny aspekt to są grekokatolicy. Ja osobiście uważam, że arcybiskup większy Światosław Szewczuk - jego kościół powinien zostać podniesiony do rangi patriarchatu, że nie wystarczy już temu kościołowi, który przelał krew, tytuł kardynała dla głowy tego kościoła, ale ten kościół przygotowuje się od lat do tego, by być patriarchatem, czyli samodzielnym kościołem obrządku wschodniego i wydaje mi się, że to powinno już dawno być, ale w czasie wojny...
To też trochę pytanie retoryczne, dlaczego głowa kościoła katolickiego nie skorzysta właśnie z okazji, aby też nadać większą rangę temu kościołowi właśnie teraz, w tym momencie, kiedy by mu to bardzo pomogło.
Wydaje mi się, że cały czas wchodzą w grę elementy ekumeniczne, żeby nie rozdrażniać patriarchy Cyryla i patriarchatu moskiewskiego. To wielokrotnie w tym dialogu ekumenicznym powtarzały się takie elementy, że jest jeden patriarcha tylko na tamtym terenie.
Myślę, że to jest strasznie irytujące dla wiernych to oglądanie się Rzymu na patriarchat Cyryla. Myślę, że nie tylko dla wiernych, myślę, że dla was duchownych też. Jak między sobą rozmawiacie, jeśli możemy zdradzić. Też tak krytycznie jak świeccy podchodzicie do tych działań właśnie w stosunku do Cyryla.
Ja osobiście utaj jestem przywiązany do tej wizji polityki watykańskiej, którą prowadził Jan Paweł II, czyli wzmacnianie kościołów lokalnych jak najbardziej, nieprowadzenia dialogu nad głowami wspólnot małych i ograniczenie się do dialogu z Moskwą, ale żeby jak najbardziej wspierać wszystkie małe wspólnoty lokalne i ich dążenia wolnościowe również, ale też dążenia do samodzielności eklezjalnej i o to chodzi w tym dążeniu kościoła grekokatolickiego do bycia patriarchatem. Jasne, że to czasem jest trudne, ale gdzie nie ma trudnych spraw.
I szczególnie właśnie w trudnych sprawach papież może pokazać, czy jest prorokiem czy jest liderem. Ostatnie pytanie - niestety pielgrzymka papieża do Kijowa oddala się w czasie, rosną problemy, by papież mógł to miasto w najbliższym czasie odwiedzić, ale pytanie, czy taka pielgrzymka za parę miesięcy przy takiej narracji, będzie dalej w Kijowie oczekiwana?
Widać, że jest coraz więcej problemów i nie są to problemy natury technicznej czy bezpieczeństwa, bo Boris Johnson był, nasz premier był i dało się to zorganizować, więc tu nie chodzi o to, jak to technicznie zorganizować.
Nasz prezydent był, była premiera Danii, można powiedzieć, że chyba była większość premierów, no może nie większość, ale znaczna część premierów i przywódców państw UE była w Kijowie.
Więc o takiej strony logistycznej to nie ma problemu na pewno. Jest problem natury ekumenicznej, jak na to zareaguje patriarcha moskiewski, bo chyba parę dni temu papież powiedział, że przyjechałby do Kijowa, jeżeli byłby tam dobrze przyjęty przez wszystkich. To możemy się nigdy nie doczekać.
Co w sytuacji wojennej jest prawie nie do osiągnięcia.
Na pewno nie będzie dobrze przyjęty przez wszystkich, przez okupantów albo tych, którzy są przychylni tej okupacji, przez wojska rosyjskie, ale nawet w takich bardziej spokojnych czasach to nawet Jan Paweł II rzadko było tak, że jechał do kraju, gdzie wszyscy go z otwartym sercem przyjęli, więc ja bym był za tym, by jechać. Naprawdę Ukraina czeka na taki gest ze strony ojca świętego i to byłby naprawdę gest prorocki.