Jak mówi Radziejowska - stan nikłej wiedzy Niemców o II wojnie pokazują badania.
Jeżeli pytasz Niemców, kto był ofiarą II wojny, to ponad 80 proc. to Holocaust i Żydzi, potem zaczynają się schody, Romów i Sinti, są ofiary eutanazji, homoseksualiści, potem tak na granicy 10 proc. są żołnierze sowieccy, jeńcy wojenni i 5 proc. to inne narodowości. Czyli Polska jest w tych 5 proc. To bardzo poważny problem jako punkt wyjścia
- mówi dyrektor berlińskiej filii Instytutu Pileckiego.
Jak dodaje Hanna Radziejowska, Instytut Pileckiego w Berlinie organizuje też transporty humanitarne na Ukraine, wspierając m.in. tamtejsze archiwa. W siedzibie polskiej placówki opozycja białoruska organizuje też spotkania. Celem jest przekazywanie Niemcom wiedzy na temat Europy Środkowo-Wschodniej.
Cała rozmowa poniżej:
Cezary Kościelniak: Chciałbym zapytać o lokalizację Instytutu w Berlinie, który jest niedaleko Bramy Brandenburskiej. Zdaje się, że żadna inna instytucja zagraniczna, zajmująca się dyplomacją publiczną nie ma tak znakomitej lokalizacji, prawda?
Hanna Radziejowska: W Berlinie lokalizacja bywa znakomita, niekoniecznie przy Bramie Brandenburskiej, bo jest trochę miejsc w Berlinie, które są prestiżowe, jeżeli spojrzymy z perspektywy historycznej, to nie jest przypadek, że wokół tej bramy jest ambasada USA, Francji, Wielkiej Brytanii, są też inne instytucje, bardziej niemieckie. Jest parę miejsc, które zajmują się historią i kulturą. Myśmy szukali dobrego miejsca z przestrzenią, żeby zbudować instytucję w miejscu ważnym symbolicznie. Szukaliśmy dobrego miejsca do realizacji zadań muzealnych, warsztatowych, akurat okazało się, że dwie różne instytucje opuszczają przestrzenie, które mogliśmy połączyć.
Ale dodajmy, że ta przestrzeń ma absolutnie unikatowy charakter, jeśli chodzi o zwiedzających, tam przechodzi masa ludzi, to olbrzymi plus.
Oczywiście, chociaż istotą tego, że instytucja jest rozpoznawana, to nie tylko lokalizacja, ale też to, żeby wejść, żeby wejść na tę mapę jako instytucja, która jest rozpoznawana...
... i przechodzimy do kluczowej sprawy. Jakie są największe wyzwania Instytutu Pileckiego w Berlinie w prowadzeniu dyplomacji publicznej w Niemczech?
Brak wiedzy Niemców o polskiej historii i kulturze. To się łączy z tym, że jeżeli o czymś nie wiesz, to nie jesteś tym zainteresowany. To jest podstawowy punkt wyjścia. To wychodzi też z badań, ta dysproporcja wiedzy wzajemnej między Polakami a Niemcami. Polska nie jest wśród Niemców destynacją, jeśli chodzi o podróże.
Nie jest destynacją pierwszego wyboru.
Tak. Też w sprawach dla nas szczególnie istotnych dla naszego instytutu, czyli wiedza o II wojnie światowej, to widać jak w jednym z badań, że jeżeli pytasz Niemców, kto był ofiarą II wojny, to ponad 80 proc. to Holocaust i Żydzi, potem zaczynają się schody, Romów i Sinti, są ofiary eutanazji, homoseksualiści, potem tak na granicy 10 proc. są żołnierze sowieccy, jeńcy wojenni i 5 proc. to inne narodowości. Czyli Polska jest w tych 5 proc. To bardzo poważny problem jako punkt wyjścia.
Ale rozumiem, że na tym się skupiacie, by nasze widzenie historii weszło do spektrum historycznego postrzegania przez Niemców?
To było od początku najważniejsze zadanie, naszym sercem jest archiwum i myśmy zaczęli pracę od dużej umowy z niemieckim archiwum, z którym współpracujemy przy digitalizacji zbiorów, ale od tego czasu mamy wiele innych umów, z innymi archiwami i to jest najważniejsza nasza działalność, żeby dawać dostęp do źródeł zwykłym obywatelom i naukowcom, stypendia, praca nad źródłami.
Czyli państwo macie umowę z Niemcami i proponujecie zachodnim naukowcom stypendia, z dostępem do archiwów.
To też. Jako instytut zajmujemy się digitalizacją zbiorów archiwalnych z bardzo różnych archiwów. Problemem jest to, że dostęp do źródeł z czasów II wojny był bardzo utrudniony. My digitalizujemy masowo, to są miliony dokumentów, całe zbiory trafiają do nas. Mamy dostęp do źródeł w archiwach niemieckich...
... czyli państwo jesteście skrzyżowaniem, łączącym wiele źródeł archiwalnych i można w filiach Instytutu Pileckiego się z tym zapoznać?
Tak. Jeżeli chodzi o II wojnę światową, to dla nas bardzo ważne, żeby na terenie Niemiec wprowadzać w obieg zeznania polskich czy żydowskich obywateli. Polska była wielokulturowa, ale polscy obywatele, którzy mieli doświadczenia obu totalitaryzmów, bo ten problem rozumienia II wojny to naprawdę też takie doświadczenie, że ta niewiedza, ten głos naszego regionu... bo teraz, po tym doświadczeniu Ukrainy, Białorusi to jest szerszy problem.
Filia Instytutu Pileckiego w Berlinie to nie tylko dyplomacja historyczna. Pani sama organizowała akcję poparcia białoruskich dysydentów protestujących przeciwko Łukaszence, kiedy wybuchła wojna na Ukrainie Instytut Pileckiego bardzo mocno włączył się w promocję Ukrainy i przedstawianie informacji o Ukrainie. Czy udało wam się znaleźć niemieckich odbiorców na tę narrację?
To, co jest naszym największym sukcesem, że zbudowaliśmy niemiecką publiczność. My nie mamy polskiej publiczności. Oczywiście, jeżeli są wydarzenia o historii Ukrainy, czy o Białorusi, to przychodzą też Ukraińcy i Białorusini. Mamy przede wszystkim niemiecką publiczność i to jest najważniejsze. Łączymy dwa obszary, kulturę i naukę. Mamy akademię zajmującą się modernizmem i awangardą. To dotyka też tematów sztuki współczesnej i międzywojennej, mamy różne działania. Podkreśliłam wątek archiwum, ale od samego początku opowiadamy historię Polski, ale nie da się tego zrobić bez świadomości podmiotowości całego regionu, Europy Środkowo-Wschodniej. Kiedy zaczęła się rewolucja w 2020 roku na Białorusi okazało się, że w Niemczech nikt o tym nie wie. My byliśmy jednymi z pierwszych robiących np. podcasty na ten temat dla niemieckiego odbiorcy, by przybliżyć, co się dzieje. Zrobiliśmy też wystawę, u nas białoruska opozycja robi swoje wydarzenia. Wysyłamy transporty na Ukrainę, pomoc dla ukraińskich archiwów, współpracujemy z nimi. Zanim zaczęła się inwazja, mieliśmy wrażenie, że nasz region jest dla hobbystów, jeżeli Niemcy nie wiedzą o historii Polski i Ukrainy, to nie znają Rosji, to jest powiązane. To nie jest kwestia niszy. Musimy wspólnie z Niemcami pracować, żebyśmy więcej o sobie widzieli, to kwestia dialogu i wiedzy, bo to nasze bezpieczeństwo.