NA ANTENIE: DZIEŃ DOBRY WIELKOPOLSKO
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Internowani nie wiedzieli, dokąd jadą i co się z nimi stanie - rozmowa z działaczem opozycji

Publikacja: 13.12.2022 g.10:39  Aktualizacja: 13.12.2022 g.15:07 Łukasz Kaźmierczak
Poznań
Moment wprowadzenia stanu wojennego wspominał w Kluczowym Temacie Radia Poznań działacz opozycji Piotr Walerych.

Jak mówi, rodziny internowanych przez wiele dni nie wiedziały, co się z nimi dzieje. Warunki internowania też nie były łatwe. Piotr Walerych i Janusz Pałubicki musieli pocieszać niektórych kolegów, którzy np. mieli obawy, że jadą na śmierć.

W czasie internowania katastrofalne było jedzenie - wspomina Piotr Walerych.

Podczas jednej z kolacji podano nam chleb, ale w nim była połowa myszy czy szczura - to nie jest przesada, rzeczywiście tak było. Śpiewy, które były zabronione, myśmy wieczorami śpiewali "Boże coś Polskę" i Hymn Narodowy i te wszystkie rzeczy, które powodowały ograniczenia w spotkaniach, w paczkach, w korespondencji, to znalazłem w IPN, że 11 razy miałem takie ograniczenia, a rodziny jeszcze wtedy nie wiedziały, co się z nami dzieje

- mówi Piotr Walerych.

Piotr Walerych zapowiada, że wieczorem w oknie swojego domu zapali świecę pamięci. Chce w ten sposób przypomnieć o ofiarach stanu wojennego i tych działaczach opozycji, którzy już zmarli.

Cała rozmowa poniżej:

Łukasz Kaźmierczak: Pomyślałem, że nie będę dzisiaj do studia zapraszać historyka, tylko świadka tamtych czasów, bo tak się ułożyło dzisiaj, że nawet ludzie, którzy mają 30 lat już nie bardzo wiedzą, czym był stan wojenny. Powszechna wiedza jest tak słaba, że pomyślałem sobie, że ktoś, kto tego doświadczył, powinien o tym opowiedzieć. Zapytam pana o pański stan wojenny z perspektywy - niech pan spróbuje opowiedzieć słuchaczom, jak to było przez pryzmat pańskich przeżyć.

Piotr Walerych: I po spartańsku, czyli lakonicznie.

Wymogi radia.

Jestem historykiem, bo studiowałem wtedy...

Czyli połączyłem dwie rzeczy.

Byłem na ostatnim roku historii, kończąc wcześniej studia, zacząłem pracę w LO nr 1.

Tu po sąsiedzku.

Tak, dużo dobrych wspomnień. Pamiętam dokładnie, wczoraj sobie o tym przypomniałem. Mieszkałem na Słowackiego, wtedy sam, to było duże ładne mieszkanie rodzinne i przyszli do mnie przyjaciele z Ruchu Młodej Polski, ale narzeczeni już wtedy - Ewa i Piotr dzisiaj Miereccy, mieszkają teraz w Warszawie i dużo rozmawialiśmy o sytuacji, która ma miejsce na zewnątrz, strajk na uczelni, ja pracowałem, więc nie mogłem brać udziału w tym drugim strajku, bo w tym pierwszym brałem udział, kiedy powstawał NZS. My byliśmy założycielami Pro Patria, takiej organizacji niepodległościowo-narodowej, a jednocześnie byliśmy założycielami NZS. Skończyło się nasze spotkanie, późny wieczór, godzina 23:00 kładę się spać, półtorej godziny później walenie do drzwi. Miałem przebłysk, nie otwieraj - ale pomyślałem, że może koledzy chcą mi zrobić kawał. Zapaliłem światło i zobaczyłem, kto przyszedł. Wpadło kilka osób.

I tak by wpadli.

Na pewno, bo ja byłem zaangażowany w bliską relację z żoną Leszka Moczulskiego, kiedy nie znaliśmy wszystkich szczegółów, które poznaliśmy w 1992 roku. Organizowałem m.in. z kolegami spotkanie z Marią Moczulską, a wtedy przy okazji jednego ze spotkań poznałem Macieja Frankiewicza.

13 grudnia to pan był głównym bohaterem tej listy proskrypcyjnej, którą akurat ci ludzie mieli w ręku, pan się znalazł bez wyroku.

To prawda, to było z perspektywy, jak się na to patrzy, były to dramaty. Przez wiele dni rodziny kompletnie nie wiedziały, co się z nami dzieje. 90 albo 95 proc. internowanych siedziało w więzieniach, a nie w ośrodkach odosobnienia - vide Arłamów, Wałęsa, wódka, kawiory. To śmiechu warte było. Jazda już sama i sam anturaż tego spotkania na Kochanowskiego, nie pierwszy dla mnie, ale jednak...

Nie wiedział pan, gdzie jedzie.

Nie wiedziałem. Na szczęście zabrałem ze sobą szczoteczkę do zębów, mimo że powiedziano mi, że za chwilę wyjdę i w miarę ciepły płaszcz. Wtedy było 18-20 stopni mrozu.

To był czas zim stulecia.

Jedziemy na Kochanowskiego, wychodzimy z Kochanowskiego w otoczeniu automatów itd. Jedziemy w suce więziennej, nie wiedząc dokąd. Domyślamy się, że jedziemy na północny-wschód, nie było widać niczego. Ja miałem 23 lata, to był jeszcze wiek młodego buntownika-antykomunisty, liczącego się z realiami, ale myślącego, że jakoś to będzie.

Młodzi zawsze myślą bojowo i optymistycznie.

Jechaliśmy ze Zdzisławem Radomskim, on był z Solidarności Wiepofamy - miał humor trochę wisielczy. Ale trzeba było pocieszać kolegów, bo niektórzy się bali, że zatrują nas gazem.

Albo na białe niedźwiedzie...

Na północny-wschód na granicę z sowietami. To była poważna sprawa wtedy.

Pan spędził parę miesięcy w Gębarzewie, to miejsce symbol dla wielkopolskiego podziemia, bo tam znajdowała się większość działaczy. Pan tam też głodował.

Tak, było parę dramatycznych momentów. Przede wszystkim zetknięcie się prawdziwym więzieniem, jak w areszcie śledczym albo gdzieś tam, to było wstrząsające, no i katastrofalne jedzenie. To powodowało u niektórych problemy rozmaite. Podczas jednej z kolacji podano nam chleb, ale w nim była połowa myszy czy szczura - to nie jest przesada, rzeczywiście tak było. Śpiewy, które były zabronione, myśmy wieczorami śpiewali "Boże coś Polskę" i Hymn Narodowy i te wszystkie rzeczy, które powodowały ograniczenie w paczkach, w korespondencji, a rodziny jeszcze wtedy nie wiedziały, co się z nami dzieje.

To jest ta pierwsza część stanu wojennego, ta druga po wyjściu z internowania.

Tu jeszcze jedna ciekawa rzecz. Pięcioosobowa cela, sanitariat był otwarty, to był duży problem psychologiczny dla nas, ale pierwszą osobę, którą spotkałem, to był Janusz Pałubicki. Siedzieliśmy sporo czasu, potem został przeniesiony do szpitala i jeszcze było trzech innych kolegów, dwójka z nich wyjechała za granicę, jeden został, Zbyszek Kusik z Poznańskiej Fabryki Maszyn Żniwnych, bardzo go dobrze wspominam, to był robotnik. Ale myśmy tak z Januszem mocno podtrzymywali ich na duchu i tłumaczyliśmy, dlaczego nie należy chodzić na rozmowy z bezpieką.

Wyszedł pan w lipcu 1982 roku i teraz zaczyna się druga część, zostaje pan zwolniony z pracy, szuka pan pracy i tak to się ciągnie.

Ukrywanie się, bo to też pokłosiem tego była inwigilacja. Wspominałem to z Leszkiem Dymarskim rok 1983 i 1984 to było ukrywanie... Ale pogoda ducha była.

Wczoraj IPN zaprezentował szczegóły śledztwa, dotyczącego wyroków sądowych, jakie wtedy zapadały. Część działaczy siedziała bez żadnych wyroków, część była skazywana, często nie byli to nawet działacze, tylko młodzi ludzie, którzy mieli taki akt odruchu. Prokurator Andrzej Pozorski - kilka miesięcy temu miałem okazję rozmawiać z nim przy okazji wznowienia śledztwa w sprawie śmierci Piotra Majchrzaka, jednej z naszych symbolicznych ofiar stanu wojennego.

To był wielki wstrząs dla nas, kiedy siedzieliśmy...

Zaraz do tego wrócimy, ale Andrzej Pozorski mówił o przykładach. W tej chwili jest 38 wniosków do Sądu Najwyższego o możliwość pociągnięcia do odpowiedzialności 25 osób. Chodzi o sędziów, prokuratorów, którzy oskarżali, osądzali. Część z nich cały czas funkcjonuje w realiach publicznego wymiaru sprawiedliwości nawet w Sądzie Najwyższym - przykład Józefa Iwulskiego, który skazywał robotnika Leszka Wojnara na 3 lata więzienia za roznoszenie ulotek. Inne wyroki np. dla bibliotekarki, która dostała półtora roku więzienia za przepisanie na maszynie jednej ulotki albo 23-letni gdańszczanin, który namalował na ścianie budynku napis "precz z komuną" - został skazany na cztery lata więzienia. Sąd uznał, że w ten sposób poniżył ustrój PRL.

Zapewne zgodzimy się w tej kwestii w 100 proc. Pan pamięta czas, kiedy żyliśmy w tzw. wolnej Polsce i kiedy z powodu protestu przeciwko wyborowi Kwaśniewskiego, jednego z architektów Okrągłego Stołu, obok Jaruzelskiego, Kiszczaka itd. - można było za te protesty, np. w Paryżu mieć kłopoty, żeby znaleźć pracę.

To się jakoś ciągnie do dzisiejszego czasu.

To się ciągnie do dzisiaj. To jest rzecz dla mnie skandaliczna, zupełnie nieprawdopodobna, dlaczego do dzisiaj nie udaje się uporządkować wymiaru sprawiedliwości. Ja tego nie adresuję do Prawa i Sprawiedliwości, bo próby były podjęte, ale jakie są powiązania między lewicą europejską, która ma wpływ na wiele rzeczy, a PO, SLD, czyli tymi pociotkami komunistycznymi... Są wyroki zupełnie horrendalne, absurdalne, nie ma spójności prawa i to są rzeczy, które tak bulwersują, że ręce czasami opadają.

Żeby być sędzią Sądu Najwyższego, a paru jest takich sędziów, którzy wtedy skazywali, teoretycznie trzeba być osobą o nieskazitelnym charakterze, ale jest immunitet, więc nie można niczego zrobić, do momentu zrzeczenia się immunitetu. Był taki wniosek opozycjonistów, żeby sędziowie, którzy poczuwają się do odpowiedzialności moralnej...

Tam o honorze nie ma co mówić.

Nasz czas dobiega końca, pytanie o Piotra Majchrzaka. Rozmawiałem z Radkiem Majchrzakiem, bratem zamordowanego. Pan mówił, że to dla was był ogromny wstrząs. Zomowców znamy, którzy to robili. Prokurator Pozorski mówi, że znana jest ręka, która uderzała. Ja wymienię te nazwiska - Gajda, Rutkowski, Przybyła, Moder. Nikt nie został osądzony. Wierzy pan w to?

Wierzyłem w to w momencie, kiedy PiS... Ja nie jestem związany w sensie struktury z tą partią, głosuję generalnie zawsze na prawicę. Wierzyłem w to, że uda się to przeprowadzić, ale z drugiej strony pewien sceptycyzm, dlatego, że widziałem, jakie są zależności w ramach funkcjonowania Unii Europejskiej. Jeśli my tego nie przeprowadzimy, jeśli nie uda się w tej, bądź w następnej kadencji tego zrobić, nie oglądając się na instytucje europejskie, bo to jest to, co najbardziej denerwuje, to nigdy nie wyjdziemy z błota, którym było porozumienie z komunistami i z ich agenturą. Już nie mówię o poczuciu sprawiedliwości. Bez sprawiedliwości nie można mówić o budowaniu rzeczywistości budowanej na prawdzie, ale to ma przede wszystkim taki sens, że inaczej nowe pokolenia nie będą widziały sensu budowania normalnego państwa.

Zapali pan dzisiaj światło wolności?

Z całą pewnością. Ja zapalam świecę. Składam hołd wszystkim kolegom, którzy nie żyją.

https://radiopoznan.fm/n/m39UFr
KOMENTARZE 0