29 marca 1974 roku Czesław Kukuczka przyszedł do polskiej ambasady w Berlinie i zagroził, że zdetonuje ukrytą w torbie bombę, jeśli nie trafi do Berlina Zachodniego. Dyplomaci PRL w porozumieniu ze służbami NRD umożliwili mu dotarcie na graniczną wtedy stację Friedrichstrasse. Po ostatniej kontroli, gdy Polak zmierzał już w stronę Berlina Zachodniego, ktoś kilkukrotnie strzelił mu w plecy.
Strzelec zapadł się pod ziemię, a wokół ciała zastrzelonego mężczyzny szybko ustawiono zasłony - tak zdarzenie zapamiętały uczestniczki szkolnej wycieczki z RFN. Dwie z nich zeznawały w czasie procesu. Twierdziły, że wszystko wyglądało na zaplanowaną akcję, w której zabójcy musiało pomagać dużo osób. Mimo to przez dekady nie udawało się rozwiązać sprawy. Sytuację zmieniły ujawnione osiem lat temu akta Stasi wskazujące na Manfreda N. Obecny osiemdziesięciolatek miał oddać strzały, według sądu jest winny śmierci Polaka. Kukuczka chciał przez Berlin Zachodni dostać się do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszkały dwie jego ciotki.
Sprawą zajmował sie m.in. poznański IPN.