NA ANTENIE: Ramówkowy spekulant
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Trevor Rabin "Rio” - nieoczekiwany powrót

Publikacja: 14.11.2023 g.15:00  Aktualizacja: 15.11.2023 g.09:38
Świat
Recenzja Arkadiusza Kozłowskiego.
Trevor Rabin "Rio” - Okładka płyty
Fot. Okładka płyty

Nazwisko tego gitarzysty, wokalisty i kompozytora najczęściej przypisywane jest do legendarnej nazwy „YES” . Trevor Rabin po 30 latach powraca do płyt autorskich - płyt z muzyką rockową w odcieniu progresywnym.

To zaskakujący i nieoczekiwany powrót. Wydawało się iż muzyk ostatecznie osadzi się w kategorii: muzyka filmowa (gdzie odniósł spory sukces), wygaszając swoje aspiracje jako kompozytor i wykonawca materii rockowej.

Tak się nie stało. Mamy na rynku nowy autorski zestaw Trevora zatytułowany „Rio”. Dużo gitar, progresywnego rozmachu i kilka stylistycznych niespodzianek. Czy to wystarczy by świat przypomniał sobie o Rabinie? Bardzo w to wątpię. Świat muzyczny ma już inne priorytety, dalekie od muzycznych wyobrażeń muzyka.

Przypomnijmy muzyczne dokonania artysty. Rozpoczynał w RPA w latach siedemdziesiątych jako lider zespołu Rabitt. Bili rekordy popularności, ale kariera poza Republiką Południowej Afryki była tylko mrzonką. Nikt w USA czy Europie nie chciał inwestować w zespół z RPA. Trevor pojawia się w USA jako artysta solowy, wydając kilka płyt. Jak to często bywa, krytycy chwalili, ale publiczność kupowała inne tytuły. W 1981 roku zakotwiczył się w Los Angeles, gdzie jego nazwisko pojawia się jako element składowy nowej supergrupy z Rickiem Wakemanem, Johnem Wettonem i Carlem Palmerem w składzie. Po wycofaniu się Wakemana pomysł upada (odrodzi się wkrótce bez Rabina jako Asia), ale muzyk zakotwicza się w środowisku muzyków art-rockowych.

Otrzymuje zaproszenie do nowego projektu „Cinema” organizowanego przez lidera YES Chrisa Squire. Rozpoczynają prace na kompozycjami Rabina, a zainteresowanie Jona Andersona powoduje, iż powracają do nazwy YES.

Jest 1983 rok. Na rynku pojawia się album grupy YES „90125”… który sprzedaje się w milionowych nakładach, wywołując histerię krytyków i odbiorców.

Trevor Rabin zostaje mega gwiazdą. To są jego kompozycje, to on gra na gitarze, często pomaga wokalnie Andersonowi. Czy może być lepiej? Może! Ale jest gorzej.

Kolejne wydawnictwa Yes z jego udziałem przepadają na rynku, choć na albumie „Talk” pokazuje kilka genialnych melodii. Podobnie jest z jego solowym albumem „Can’t look away”, wydanym w 1989 roku. Niby było nieźle, pojawiły się nagrody, ale fani szybko zapomnieli o zdolnym muzyku.

Odnalazł się jako kompozytor muzyki filmowej. Napisał tony materiału do filmów popularnych (Con Air, Armageddon) jak i niezauważonych. Ale wydawało się, że ta praca zaspakaja w pełni jego muzyczne aspiracje.

O graniu w zespole przypomniał sobie po otrzymaniu propozycji od Jona Andersona. Razem z nim i Rickiem Wakemanem ruszyli w trasę, grając klasyki YES. Opinie były delikatnie entuzjastyczne, a Panowie nabrali wiary w siłę muzyki rockowej tu i teraz.

Ta wiara spowodowała iż Trevor Rabin rozpoczął prace nad kolejnym solowym albumem… Pierwszym od 30 lat.

Zestaw rozpoczyna „Big Mistake” – kompozycja wybrana na singiel, która spokojnie mogłaby znaleźć miejsce na albumie „90125”. Te same patenty: wyrazista gitara, wielogłosowość, melodia do pamiętania, zwarta rockowa produkcja.

„Push” to gitary i jeszcze raz gitary (w tym akustyczne). Wokal w stylu Jona Andersona - czyli wspomnień z czasów „dni chwały” ciąg dalszy.

„Oklahoma” to perła, dla której trzeba mieć ten album. Art-rockowy rozmach z posmakiem geniuszu. Przemyślana kompozycja z wyrazistą dramaturgią, zakończoną w finale brzmieniami orkiestrowymi. To Rabin w mistrzowskim amoku. Nie myślałem, że jeszcze usłyszę takie dźwięki w tych ciężkich dla muzyki czasach.

Na albumie bywa też mniej emocjonalnie, „Goodbye” czy „Thandi” to średniaki bez konkretów. A niespodzianki? Kompozycja „Egoli” to powrót do czasów młodości, gdy wokół młodego artysty brzmiała afrykańska muzyka ludowa. Kolejny przykład to utwór „Goodbye”, gdzie klasyczne country wplecione zostało w progresywną strukturę całości i brzmi to ciekawie.

Czy Trevor Rabin z albumem „Rio” ma szansę zainteresować masowego odbiorcę? To solidne wydawnictwo z chwilami uniesień - ale oprócz muzycznego elektoratu rockowego, pamiętającego go z YES, nie zainspiruje innych odbiorców. Są już w innym miejscu. Czy lepszym? Pozostawmy to bez odpowiedzi.

https://radiopoznan.fm/n/aeRH8J
KOMENTARZE 0