Parlamentarzysta podnosił, że instytut będzie zajmował się pracą naukowo-badawczą, a także będzie przedstawiał propozycje polityk prorodzinnych.
"Europa i Polska są obecnie w kryzysie demograficznym, a instytut ma pomóc go zwalczyć" - mówił Bartłomiej Wróblewski.
Biorąc pod uwagę coraz trudniejszą sytuację demograficzną Polski, a już dziś widzimy, że rąk do pracy jest coraz mniej, to za 30 lat sytuacja będzie dużo gorsza. Będzie wtedy około dwa razy więcej osób na emeryturze, czyli krótko mówiąc mniej osób będzie musiało utrzymywać dużą grupę tych, którzy będą na emeryturze czy na rencie. Podjęcie wszelkich możliwych działań, które przynajmniej ograniczą ten spadek liczby dzieci w Polsce
- mówił poseł.
Poseł Bartłomiej Wróblewski podkreślił, że aby zapewnić zastępowalność pokoleń parametr dzietności powinien wynosić średnio 2,14 dziecka na jedną kobietę, a obecnie w Polsce wynosi on 1,4.
To tykająca bomba demograficzna
- podkreślił poseł.
Bartłomiej Wróblewski liczy na szerokie poparcie ponad podziałami politycznymi dla projektu powołania Instytutu Rodziny i Demografii.
Poniżej cała rozmowa w Wielkopolskim Popołudniu:
Roman Wawrzyniak: Dziś Sejm ma rozpatrzyć projekt ustawy, który Pan będzie przedstawiał, o Polskim Instytucie Rodziny i Demografii. Czym ma się zajmować ta nowa instytucja?
Bartłomiej Wróblewski: Polski Instytut Rodziny i Demografii ma mieć kilka zadań. Po pierwsze, ma być jednostką, która prowadzi badania analityczne, dotyczące rodziny i demografii. Po drugie, ma wdrożyć propozycje polityk w tym zakresie. Po trzecie, ma zajmować się promocją rodziny. Po czwarte, ma być to instytucja chroniąca prawa rodziny, dzieci i rodziców. Te prawa, które wynikają z Konstytucji, które są uregulowane w artykułach 18, 71, 72 i 48.
Dlaczego przy tak zmasowanym, można powiedzieć, ataku na wartości rodzinne, samą rodzinę w jej tradycyjnym obliczu, powołanie tego instytutu jest tak ważne?
Ta koncepcja instytutu składa się z dwóch elementów. Z jednej strony takiej placówki naukowo-badawczej, ale też proponującej rozwiązania polityki demograficznej. To jest bardzo ważne, bo nie tylko Polska, ale cała Europa, znajdujemy się w coraz trudniejszej sytuacji demograficznej. Tutaj dodatkowe działania są konieczne, jeśli chcemy żeby za 20-30 lat były dla nas emerytury i były one w odpowiedniej wysokości. Z drugiej strony to jest ta kwestia, o której Pan mówi. Zapisane w Konstytucji prawa rodziny, rodziców i dzieci często nie są w praktyce respektowane. Widzimy to na przykład w edukacji, ale też w wielu sytuacjach, kiedy rodzice szczególnie po rozstaniu mają utrudniony kontakt ze swoimi dziećmi. Widzimy to w różnych sytuacjach życiowych. Instytucje, które obecnie istnieją, zarówno te badawcze, w tym aspekcie analityczno-badawczym instytutu, jak te, które zajmują się ochroną, czym powinny się zajmować, z różnych przyczyn nie zawsze poświęcają tej materii dość uwagi. Myślę, że każdy poseł mógłby powiedzieć, że w czasie kadencji trafia do niego wiele takich spraw, kiedy rodzice i rodziny zwracają się z prośbą o pomoc ze względu na to, że ich prawa nie są dostatecznie chronione.
Trudno będzie wypełniać te oczekiwania, o których Pan mówi, jeśli nie będzie stosownego dla takiej instytucji budżetu. Czy ten projekt też to zakłada?
Oczywiście. W projekcie zapisaliśmy na tę instytucję wydatek rzędu 30 mln złotych.
Pytanie, które można w tym aspekcie postawić, to czy należy wydawać na taki cel pieniądze?
To jest mniej więcej tyle, ile kosztuje wybudowanie jednego kilometra drogi ekspresowej czy autostrady. Te wydatki, porównując z innymi wydatkami budżetowymi, są niewielkie. Natomiast biorąc pod uwagę coraz trudniejszą sytuację demograficzną Polski, a już dziś widzimy, że rąk do pracy jest coraz mniej, to za 30 lat sytuacja będzie dużo gorsza. Będzie wtedy około 2 razy więcej osób na emeryturze, czyli krótko mówiąc mniej osób będzie musiało utrzymywać dużą grupę tych, którzy będą na emeryturze czy na rencie. Podjęcie wszelkich możliwych działań, które przynajmniej ograniczą ten spadek liczby dzieci w Polsce, co czasem nazywa się spadkiem liczby dzietności, a można przypomnieć, że aby była zastępowalność pokoleń, to każda kobieta powinna mieć średnio ponad dwójkę dzieci. Obecnie w Polsce to jest 1,4, a powinno być 2,14. Tak jest w wielu krajach europejskich, dlatego można powiedzieć, że tyka taka demograficzna bomba, której wiele osób dziś być może nie dostrzega, bo nie wpływa to bezpośrednio na nasze życia...
Którą trzeba zawczasu rozbroić.
Ale, która z pewnością w pewnym momencie wybuchnie. Tak, jak Pan powiedział, trzeba ją rozbroić. Instytut nie jest sam z siebie jakimś panaceum, on sam z siebie nie rozwiąże tego problemu, ale jeśli będzie wykonywana systematyczna praca na wielu polach, dotyczących rodziny, z formułowaniem konkretnych propozycji działań prorodzinnych, promocją rodziny, to przynajmniej w jakimś stopniu ten kryzys demograficzny będzie można ograniczyć.
Kontynuując ten wątek, który Pan poruszył, to czy wyniki badań instytutu, mają jakąkolwiek szanse być brane pod uwagę przez rządzących, wykorzystywane w kreowaniu polityki prorodzinnej? Czy sam instytut, albo jego prezes, będzie mógł występować z interwencjami w obronie rodzin oraz z inicjatywą ustawodawczą?
Myśl jest taka, żeby instytut współpracował z rządem, chociaż ma być instytucją autonomiczną i niezależną. Ma być wybierany przez radę, która będzie reprezentowana przez różne siły parlamentarne. 5 członków ma wybierać Sejm, 2 Senat, 2 Prezydent. Wszystkie istotne siły polityczne powinny mieć reprezentację w radzie, która będzie reprezentować konkurs na dyrektora instytutu. Instytut ma być instytucją autonomiczną, niezależną od bieżącej polityki z długą kadencją prezesa. Te sprawy dotyczące demografii i to wyzwanie demograficzne jest sprawą, która zdecydowanie wychodzi poza jedną, dwie, a nawet trzy kadencje parlamentu. My podejmujemy działania, które będą miały znaczenie za 20-30 lat. Potrzeba takiego myślenia, w którym ta bieżąca polityka i spór są odsunięte na dalszy plan, jeśli chcemy zmienić tę sytuację. Ta autonomia Instytutu Rodziny i Demografii w stosunku do bieżącej polityki jest elementem zapisanym w ustawie.
Czy nie obawia się Pan, że będzie to kolejna okazja dla Lewicy, żeby wszcząć kolejny spór o to, czym jest rodzina, jaki zakres powinien być tego instytutu... Myślę tutaj o sprawach związanych z „tęczową rewolucją”, nazwijmy to w skrócie i tego wszystkiego, co Unia Europejska próbuje w tym zakresie narzucić krajom członkowskim.
Wychodzimy z założenia, że te kwestie są rozstrzygnięte w polskiej konstytucji. Jeśli ktoś ma uwagi, chciałby innego modelu rodziny, albo jakichś zmian w tym zakresie, to musi dążyć do zmiany konstytucji. Dlatego w samej ustawie nie podejmujemy tej problematyki. Wskazujemy, że najważniejszym aktem normatywnym w Polsce, punktem odniesienia, jest Konstytucja, która chroni prawa rodziny, małżeństwa, rodzicielstwa i macierzyństwa. Przyjmujemy, że to są sprawy rozstrzygnięte na poziomie Konstytucji. Mimo że jest jakaś część Lewicy, która jest tak zacietrzewiona i ideologicznie ukierunkowana, że każda instytucja i każda sprawa, gdzie pojawi się słowo „rodzina”, powoduje ich gwałtowny sprzeciw. Myślę, że większość z nas ma inny stosunek.
Poruszyłem to, żeby zapytać, jakie szanse Pan widzi dla tej ustawy?
Wszystkie badania opinii publicznej pokazują, że dla znakomitej większości Polaków rodzina jest jedną z najważniejszych wartości. Ponieważ tak jest, mamy też nadzieję, że ta ustawa znajdzie poparcie w parlamencie, i że instytut rozpocznie działanie. Ostatecznie, nawet jeżeli różnimy się w różnych kwestiach politycznych, dotyczących spraw bieżących, to wszystkim nam powinno zależeć, żebyśmy my i nasze dzieci otrzymywali dobre emerytury, żeby rozwój Polski był rozwojem silnym i żeby była pewna kontynuacja. Myślę, że zaniedbanie tej sprawy, uznanie, że nie jest ważna do podjęcia, będzie miało w przyszłości bardzo negatywne konsekwencje. Marzyłoby mi się, żeby niezależnie od różnych uwag, które mogą być zgłaszane i przecież powinny być uwzględniane w pracach sejmowych, żeby ta dyskusja w parlamencie była konstruktywną o sprawach, a nie kolejną dyskusją PiS kontra antyPiS. Wiemy, że opozycja często tak reaguje na każdy projekt Prawa i Sprawiedliwości.
Gloryfikacja lenistwa mężczyzn to nie rodzina, a wyzysk kobiet to nie małżeństwo.