Od trzech lat pokrzywdzone walczą o pieniądze z biletów za trzy występy hiszpańskiego piosenkarza. Straciły około miliona złotych po tym, jak podpisały umowę z poznańską bileterią. Po dwóch miesiącach spółka przestała przekazywać pieniądze z biletów. Po wygranych procesach cywilnych pokrzywdzone próbowały ściągnąć je przez komornika.
- Wszystko, co było w firmie, to było wypożyczone, leasingowane, oczywiście dom też wynajęty i też zadłużony. Nie ma z czego ściągać pieniędzy. Na jedynym koncie, wszystkie inne są pozamykane, tak obciążone przez wierzycieli, że upłyną lata, jeżeli się jakąkolwiek złotówkę stamtąd wydobędzie - mówią kobiety.
Kobiety nie odzyskały pieniędzy z biletów, ale musiały się też zadłużyć, by zaplanowane koncerty się odbyły. Sprawę bada poznańska prokuratura. Zarzutów na razie nikt nie usłyszał - mówi prokurator Michał Smętkowski.
- Przy wykazaniu oszustwa musimy udowodnić, że ta osoba działała w z góry powziętym zamiarem niewypełnienia tego zobowiązania, czyli już w momencie zawierania umowy, nie miała zamiaru się z niej wywiązać i chciała doprowadzić te pokrzywdzone do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Ta firma dalej działa, organizuje koncerty. Wpłynęło w marcu kolejne zawiadomienie dotyczące kilku koncertów, które się nie odbyły, ale to jest na wstępnym etapie postępowanie. Dopiero zbieramy odpowiednie materiały - dodaje Smętkowski.
Firma sytuację sprzed trzech lat tłumaczy awarią systemu sprzedaży biletów. Prokuratura - w ramach pomocy prawnej - sprawdza w Niemczech aspekty techniczne oprogramowania, które wykorzystywała bileteria. Później w sprawie wypowie się biegły i prokuratura zdecyduje, czy postawić komuś zarzuty.
Z przedstawicielami firmy nie udało nam się skontaktować. Telefony kierownictwa spółki dostępne w interecie są wyłączone. Prokuratura na razie nie łączy doniesień, które do niej wpłynęły w sprawie bileterii.