Jak twierdzi dyrektor, pracownicy domagali się konkretnej kwoty i otrzymali ją. Później Ministerstwo Zdrowia samo postanowiło im jeszcze „dołożyć”. A na to szpitala nie stać. Ratownicy są jednak innego zdania i czują się oszukani – mówi Dezyderiusz Łaszkiewicz, ratownik medyczny z Trzcianki.
Chodzi o 1500 zł, czyli właściwie 25 procent pensji, którą otrzymujemy. Są to pieniądze zagwarantowane nam w porozumieniu, które zostało podpisane we wrześniu ubiegłego roku. Właściwie już po dwóch miesiącach od jego podpisania, dyrektor stwierdził, że nam te pieniądze zabierze. Jego zdaniem nie ma odpowiedniego finansowania z Narodowego Funduszu Zdrowia, a Ministerstwo Zdrowia twierdzi, że pieniądze są. Zresztą w innych okolicznych szpitalach się to potwierdza, tylko według naszego dyrektora pieniędzy na podwyżki nie ma
- mówi Dezyderiusz Łaszkiewicz.
Zdaniem Mirosława Szymajdy, dyrektora trzcianeckiej lecznicy sytuacja wygląda inaczej. Jego zdaniem ratownicy otrzymali obiecane pieniądze, dokładnie tyle ile żądali podczas wrześniowych „protestów”, w tej kwocie uwzględniono wtedy też przyszły dodatek od Ministerstwa Zdrowia.
Zdaniem dyrekcji teraz ratownicy chcą kolejną podwyżkę, a szpital musi patrzeć na finanse całej placówki, a nie tylko jednej grupy. Sprawą ma się zająć Sąd Pracy w Pile.