NA ANTENIE: PUCH (2025)/SARSA
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Epidemia cały czas jest z nami - uważa prof. Michał Witt

Publikacja: 06.05.2022 g.10:18  Aktualizacja: 06.05.2022 g.15:44 Łukasz Kaźmierczak
Poznań
Dyrektor Instytutu Genetyki Człowieka PAN był gościem Kluczowego Tematu w Poranku Radia Poznań.
koronawirus covid karetka test covid  - Wojtek Wardejn
Fot. Wojtek Wardejn

Jak mówi, powinniśmy być bardziej ostrożni wobec tego, co dzieje się w naturze. "My nie wiemy dokładnie, jak zachowuje się wirus" - mówi profesor Witt.

Nie wiemy dokładnie, na jakim etapie jest nasza epidemia. Nasza, w sensie u nas w Polsce. Zostało wstrzymane finansowanie testów na covid, my nie testujemy populacji. Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła, że na covid-19, w skali świata zmarło ok. 15 mln ludzi

- mówi dyrektor Instytutu Genetyki Człowieka PAN.

Profesor Witt dodaje, że jeszcze niedawno mówiło się o 5 milionach ofiar. Zweryfikowano bowiem wcześniejsze statystyki. Jak zaznacza, cały czas badany jest tzw. "długi covid", czyli długofalowe skutki pocovidowe. Do długiego covidu zaliczono ok. 200 objawów, dotyczących całego organizmu.

W jego ocenie, w związku z tym trzeba ostrożnie podchodzić do samego wirusa, choć jak dodaje, należy się cieszyć, że liczba chorujących i hospitalizowanych wyraźnie spadła.

Poniżej cała rozmowa w audycji Kluczowy Temat:

Łukasz Kaźmierczak: Panie profesorze, czy nadal nosi pan maseczkę w miejscach publicznych?

Michał Witt: Noszę. We wszystkich środkach komunikacji publicznej, na imprezach. Byłem też w maseczce na koncercie, na 1000 osób byłem może jedną z piętnastu, które miały maseczki, natomiast w tramwaju tego przestrzegam absolutnie.

Czy w ogóle powinien pan iść na ten koncert? Czy to już jest bezpieczna forma spędzania wolnego czasu?

Ma pan rację, ja w dalszym ciągu uważam, że pewien poziom restrykcji powinien być zachowany, dlatego na własny użytek bronię się pewną racjonalnością.

Ma pan takie prywatne obostrzenia.

Właściwie pozostawiłem je sobie.

Od jakiegoś czasu pan dosyć głośno mówi, co jest udziałem niewielu - uwaga, covid się nie skończył. Epidemia cały czas jest z nami.

Przemawia przeze mnie pewna lekarska ostrożność, dlatego, że łatwo podejmować decyzje, które mogą mieć bardzo poważne skutki. Ja mogę sobie znaleźć uzasadnienie polityczne, ekonomiczne, społeczne, każde, czy może wiele, dla podjęcia decyzji o zdjęciu restrykcji. Natomiast wydaje mi się, że więcej ostrożności, wynikającej z pewnej pokory dla tego, co dzieje się w naturze, bo przecież my nie wiemy dokładnie, jak zachowuje się wirus, nie wiemy, na jakim etapie jest nasza epidemia, dlatego, że zostało wstrzymane finansowanie testów i w związku z tym nie bardzo mamy wgląd w jakąkolwiek sensowną statystykę.

Pańskim zdaniem wszelkie dane w tej chwili są niewiarygodne, dotyczące covid, bo takie dane gdzieś tam się pojawiają. Pan mówi, że nic z tego się nie zgadza.

Nie tyle nic, co liczba zakażeń nie jest wiarygodna, bo nie testujemy populacji i to są pewne przekłamania, które się pojawiają w przestrzeni publicznej. One potem mogą się stać argumentem, ale proszę pamiętać, że wczoraj Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła po raz pierwszy, że na covid-19, w skali świata, zmarło ok. 15 mln ludzi.

Mówimy o całej epidemii.

Tak, o globalnych statystykach. Chcę zwrócić uwagę, że jeszcze niedawno mówiło się o 5 mln. 10 mln nagle nie umarło, ale zweryfikowano wcześniejsze statystyki.

Jest też możliwość, że część chorych miała opóźnione skutki. Mówi się o covidzie ukrytym, kroczącym.

A to swoją drogą. Długi covid jest opisaną jednostką chorobową, która jest badana. My mamy z nim do czynienia od dwóch lat, więc perspektywa jest tutaj bardzo ograniczona, natomiast wiadomo, że w tej chwili ponad 200 różnych objawów pocovidowych zostało przypisanych do długiego covidu, także to są bardzo poważne, z medycznego punktu widzenia sprawy i one dotyczą całego ustroju, to wynika z biologii wirusa, który atakuje śródłąki naczyniowe. Atakuje tak naprawdę cały organizm.

Te ciężkie przypadki, zdaje się, są wychwytywane, bo ci ludzie trafiają do szpitali. Ja takie dane mam za ubiegłe dwa tygodnie na Wielkopolskę. Siedemdziesiąt kilka osób w całej Wielkopolsce jest na łóżkach covidowych, a jedna jest pod respiratorem. Jak sobie to zestawię ze wcześniejszymi falami, to jest to niebo a ziemia i może rację mają ci, którzy mówią, że covid prawie u nas nie występuje. Omikron go wyłagodził.

Te dane dotyczące hospitalizacji - nie wątpię w nie. One są wielce pocieszające, na dzień dzisiejszy, covid bardzo wyhamował, ale nie zniknął. Musimy sobie zdawać sprawę, że mamy sezon wiosenny, on przejdzie w letni, ludzie będą na świeżym powietrzu, nie będą siedzieć w zamkniętych pomieszczeniach, długo jest jasno i w związku z tym natężenie epidemii spada, ale tak naprawdę punktem kontrolnym będzie przełom września i października, kiedy znowu się zamkniemy w pomieszczeniach. Chodzi tylko o to, żebyśmy byli ostrożni, żebyśmy nie szarżowali, a nie żebyśmy nie doceniali faktu, że jest zdecydowanie lepiej.

Panie profesorze, wszystko wskazuje na to, że właśnie dziś minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosi zakończenie stanu epidemii w Polsce i takie miękkie przejście w stan zagrożenia epidemicznego.

Trudno mi się wypowiadać, to są względy formalne i pewne określenia prawne, które pociągają określone skutki organizacyjne dla całego państwa. Trudno to komentować, niespecjalnie się na tym znam.

Można szybko wprowadzić z powrotem stan epidemii, chodzi o to, że ze zjawiska występowania epidemii w Polsce, przechodzimy w stan możliwości wystąpienia.

Proszę pamiętać, że - czy pandemia jest czy nie - to nie zależy od decyzji pana ministra.

To zupełnie inna sprawa, choć niektórzy wirusolodzy, np. profesor Robert Flisiak z Białegostoku mówi, że można powiedzieć, że odporność populacyjna została osiągnięta.

Zapewne jest w tym sporo prawdy. Najnowsze badania wskazują, że to, że omikron tak bardzo nas nie dotknął. Dotknął jeśli chodzi o liczbę zakażeń, ale mniej dotknął jeśli chodzi o przebieg choroby, wynika nie z biologii samego omikrona, chociaż może też po części, ale również z faktu, że staliśmy się bardziej odporni. Wielu z nas przechorowało, prawie wszyscy przechorowali, mniej lub bardziej świadomie, rozsądny odsetek został zaszczepiony, chociaż w Polsce to zdecydowanie za mało.

Inne państwa też wprowadziły podobne luzowanie. Byłem w jednym z państw, w którym nadal stosowane są maseczki, to był taki przeskok do nowej rzeczywistości, natomiast wiem, że w tamtym kraju również odchodzi się od tego. Pytanie, czy to była dobra decyzja, że 28 marca zniesiono nakaz noszenia maseczek? Nie mówię tu o szpitalach, przychodniach, czy aptekach.

W moim odczuciu i potwierdzam to swoim zachowaniem, powinniśmy byli dłużej utrzymać pewne restrykcje dotyczące zachowania w przestrzeniach zamkniętych. One powinny obowiązywać do teraz. Ponadto powinna zostać znowu upowszechniona wiedza dotycząca szczepień i udostępnienie szczepionek dla określonych grup. Teraz to niewielki odsetek populacji, który może dostać czwartą dawkę. To powinno być szerzej potraktowane, więcej osób powinno być zaszczepionych w możliwie jak najkrótszym terminie.

Czyli pańskim zdaniem, ta koncepcja, żeby traktować koronawirusa jako wirus grypy, to jest ryzykowny ruch, czy można by się powoli z tym oswajać? O ile byłby taki "omikronopodobny".

Myśmy wiedzieli od długiego czasu, że to idzie w takim kierunku, że wirus będzie z nami, jak wirus grypy, że będzie ewoluował, a my będziemy musieli się dostosowywać. Nie ma od niego odwrotu. Co będzie jesienią - tego nie wiemy. Moje nawoływanie o pewną ostrożność wynika z faktu, że nie wiemy, co wydarzy się jesienią. Przepraszam za takie porównanie wojskowe - nie rozbraja się armii przed zakończeniem działań.

A traktatu pokojowego z koronawirusem nie podpisaliśmy. Panie profesorze, pan też zwracał uwagę na kulturowe nawyki, które niektóre państwa stosują, a u nas nie jest to rozpowszechnione - podaje pan przykład Japonii, gdzie jakakolwiek infekcja dróg oddechowych jest traktowana tak, że sami z siebie Japończycy zakładają maseczki albo unikają przestrzeni publicznej.

To kwestia solidarności społecznej, która u nas niestety jest bardzo kiepska, a właśnie przykład Japończyków, którzy zasłaniają się przy katarze, to pokazuje jak dalece niektóre nacje są uczulone na dobro drugiego człowieka. Można powiedzieć, że mnie to nie dotyczy, ja nie muszę, ale jeżeli teraz się patrzy, jak zachowują się inni, można łatwo sobie uświadomić, że jest to jednak istotny element naszego zachowania i dbałości o siebie nawzajem.

Chyba rzeczywiście powinniśmy się tego nauczyć i chyba cała Europa. Takie zachowania to domena krajów azjatyckich. Tak to tam wygląda.

https://radiopoznan.fm/n/ZRpMaO