Polska cały czas czeka na 100 miliardów złotych z Krajowego Planu Odbudowy. Wypłatę pieniędzy blokuje Komisja Europejska, która ma wątpliwości co do polskich przepisów o Sądzie Najwyższym. Po negocjacjach z europejskimi politykami rząd przygotował ich nowelizację. Projekt wycofano jednak po krytyce kilku środowisk.
„Największy sceptycyzm jest ze strony kolegów z Solidarnej Polski” – podkreśla minister Szymon Szynkowski vel Sęk.
Spotkaliśmy się z nimi na zaproszenie premiera Morawieckiego, był pan minister Ziobro i jego współpracownicy, dzień przed wigilią mieliśmy długą i niesłychanie interesującą rozmowę. To było ponad 5 godzin wymiany prawnych i merytorycznych argumentów. Też poznaliśmy bliżej, gdzie leżą wątpliwości kolegów z Solidarnej Polski. Będziemy starali się w toku kolejnych rozmów te wątpliwości wyjaśniać
- mówi Szymon Szynkowski vel Sęk.
Kwestią sporną jest możliwość dyscyplinarnego karania sędziów przez specjalną izbę Sądu Najwyższego. Kompromis z Komisją Europejską przewidywał przekazanie tych kompetencji do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Projekt rozszerzał też możliwość przeprowadzenia tak zwanego testu niezawisłości. Na takie rozwiązania nie zgodziła się Solidarna Polska. To właśnie Zbigniew Ziobro i jego partia w dużej mierze odpowiadają za reformę polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Poniżej cała rozmowa:
Roman Wawrzyniak: Na początek chciałem zapytać, jak pan zapamięta ten kończący się rok? Rok awansu w służbie dla Polski, czy może rok, w którym doszło do barbarzyńskiego ataku na Ukrainę, a może rok naznaczony jeszcze innym ważnym wydarzeniem?
Szymon Szynkowski vel Sęk: Zdecydowanie ten rok będę wspominał jako rok niesłychanie trudny ze względu na wydarzenia z 24 lutego i późniejsze, dalszy ciąg tej barbarzyńskiej napaści Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. Można powiedzieć, że dopiero co wychodząc z kryzysu pandemicznego, zderzyliśmy się z kryzysem geopolitycznym o skali nieznanej w ostatnich dekadach. Mamy do czynienia z wojną w Europie, wojną w kraju sąsiadującym z naszą ojczyzną. Dni poprzedzające to oczywiście z punktu widzenia wiceministra spraw zagranicznych były dniami szczególnymi, bo to napięcie oczywiście wzrastało i mieliśmy świadomość, już otrzymywaliśmy informację, że to jest prawdopodobny scenariusz, a więc dla nas to oznaczało bardzo dużo intensywnej pracy. Już po odbyłem kilkanaście wizyt w stolicach, także po to, żeby budzić liderów europejskich i europejską opinię publiczną w kontekście reakcji na to, co dzieje się na Ukrainie, nakładania odpowiednio mocnych sankcji, wspierania Ukrainy, bo to leżało w naszym żywotnym interesie, także to był też bardzo intensywny rok właśnie ze względu na to wydarzenie, ale jednocześnie smutny i tragiczny, bo Ukraina walczy o swoją niepodległość, ale walczy też o to, żeby Federacja Rosyjska w dłuższej perspektywie czasu nie zrobiła kolejnego kroku.
Pan mówi, że trzeba było budzić niektórych polityków w Europie, żeby zauważyli z jakim ogromnym problemem mamy do czynienia. Polaków i polskich sumień nie trzeba było budzić. Czy ten rok nie przejdzie do historii Polski i Europy jako rok kolejnego egzaminu z solidarności, który zdawaliśmy my wszyscy, wobec tych 7 milionów uchodźców wojennych, którzy pod polskim dachem szukali schronienia przed spadającymi bombami rosyjskiego agresora?
Zdecydowanie i to też jest doceniane na całym świecie. Nie ma wizyty, czy to na najwyższym szczeblu, czy na szczeblach niższych, gdzie jeździłem indywidualnie, która nie zaczynałaby się od wyrazów podziwu i podziękowań dla Polaków, którzy w sposób bezprecedensowy w sytuacji kryzysu uchodźczego, największego po drugiej wojnie światowej, nieśli pomoc otwierając drzwi swoich domów, przekazując środki, wysyłając dary na Ukrainę, na różne sposoby, od indywidualnego obywatela, poprzez organizacje pozarządowe, samorządy i wreszcie agendy rządowe i państwo polskie. Na każdym poziomie Polska odpowiedziała nie tylko w sposób bardzo otwarty, ale też w sposób niesłychanie sprawny, organizacyjnie. Ja przypomnę, że my zaraz po tym jak spadły rosyjskie bomby na Ukrainę to sześć godzin później powstał pierwszy punkt recepcyjny, do końca tego samego dnia powstało osiem punktów recepcyjnych na granicy, a później jeszcze więcej, był cały sprawnie ustawiony system pomocy, ale oczywiście ta pomoc nie byłaby możliwa, gdyby nie mieszkańcy. To wszystko doskonale się uzupełniło i jest dzisiaj wyrazem podziwu dzisiaj całego świata dla Polski i polskiego genu solidarności.
Mieliśmy też historyczną wizytę prezydenta Stanów Zjednoczonych w Polsce, także innych ważnych głów państw i premierów, ale chciałem jeszcze zapytać o inne wydarzenia. Pan 2 września bodajże przekazywał jeszcze jako wiceszef MSZ niemieckiemu koordynatorowi do spraw współpracy z Polską raport o stratach wojennych. Z perspektywy tego, co mówił prezes Kaczyński, że to długoterminowy proces, czy to też nie będzie jakiś historyczny moment?
Niewątpliwie. Po raz pierwszy tak kompleksowe opracowanie, wyliczające w trzech tomach straty, jakie poniosła Polska w związku z agresją Niemiec we wrześniu 1939 roku, powstało i zostało przekazane stronie niemieckiej. Później jeszcze w dalszej konsekwencji wzmocnione notą dyplomatyczną z żądaniem wypłaty odszkodowań, więc na pewno to jest historyczny moment, chociaż tak jak mówię, moment, w którym zaczyna się długi proces, który przewidujemy jeżeli nie na pokolenia, to na długie lata.
Teraz sprawa, która pewnie spędza panu sen z powiek, czyli KPO. Komisja Europejska już na początku czerwca zaakceptowała polski Krajowy Plan Odbudowy, co było krokiem wypłaty przez Unię Europejską prawie 24 miliardów euro dotacji i 11,5 miliarda euro pożyczek w ramach odbudowy. Jednak pieniądze do dzisiaj nie zostały wypłacone. Nie mogę nie zapytać o tę sprawę. Panu została powierzona ta kwestia kontaktów z Unią Europejską. Czy to jest Mission Impossible, czyli misja nie do spełnienia, czy pan wciąż jeszcze wierzy, że Bruksela ulegnie i zacznie wypłacać Polsce należne środki?
Poruszamy się w bardzo trudnej materii i ja mam tego pełną świadomość. Do tej pory te rozmowy z Komisją Europejską rzeczywiście nie były satysfakcjonujące z tego powodu, że pewne zobowiązanie ze strony instytucji europejskich, w którym przecież jest wypłata środków z KPO, które nie są jakąś własnością europejską, tylko są czymś, na co również składa się Polska, co cały czas było Polsce odmawiane. Dlatego premier Mateusz Morawiecki powierzył mi zadanie, aby podjąć polityczne rozmowy, ustalające co stoi jeszcze na przeszkodzenie wypłacie tych środków. I te rozmowy były niesłychanie trudne, co jest w związku z tym możliwe do zrobienia po polskiej stronie, ale na początek w ogóle ustalenie tego, co jest wątpliwe, to zostało ustalone, zostało zdefiniowane też to, że nie można w żaden sposób przekroczyć polskiej Konstytucji i granic traktatów i efektem tego niesłychanie trudnego kompromisu jest projekt ustawy o Sądzie Najwyższym. Projekt niełatwy w sensie politycznej akceptacji tutaj w Polsce, ale konieczny do tego, żeby wypłacono Polsce około 100 miliardów złotych rocznie, a to są środki, których w czasach kryzysowych, polska gospodarka bardzo potrzebuje, czego dowodem jest fakt, że same informacje o tym, że ten kompromis jest nieodległy i możliwy, bardzo uspokoiły rynki, wzmocniły złotówkę, obniżyły oprocentowanie obligacji. To pokazuje, że te środki są ważne dla polskiego budżetu i trzeba zrobić wszystko, żeby o te pieniądze zawalczyć. Ja mogę tylko zapewnić, że w tych trudnych naprawdę negocjacjach, granice ani Konstytucji, bo to konsultowaliśmy z prawnikami, mamy tego rodzaju opinie, ani polskiej suwerenności, bo o to dbałem jako członek Prawa i Sprawiedliwości, który ma świadomość, jak ważna jest to wartość, i dla mnie osobiście, a od ponad 20 lat jest członkiem tej partii, tej granicy pilnowałem i te granice nie zostały przekroczone.
W jednym z wywiadów mówił pan minister, że ze strony opozycji polskiej dostrzega chęć zaostrzenia przepisów ustawy dalej nawet idącej, niż oczekuje tego sama Komisja Europejska. Opozycji nie zależy już na pieniądzach dla Polski? Przecież pamiętamy filmiki Donalda Tuska przy tych pieniądzach.
Niestety, co do części opozycji nie mam żadnych złudzeń. Szczególnie po wizycie, tak zwanej kontroli poselskiej pani poseł Leszczyny i senatora Klicha u mnie w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, gdzie w zasadzie głównym punktem ich zainteresowania było to, jakie oczekiwania stawiała Komisja Europejska polskiemu rządowi. Prosili o dokumenty z oczekiwaniami Komisji Europejskiej, wskazując, sugerując, że być może te oczekiwania były zbyt niskie. To oznacza, że wyrazem troski, przynajmniej części opozycji, bo nie włączam do tego całej opozycji, mam kontakt z politykami opozycji, którzy konstruktywnie o tej sprawie rozmawiają, ale część opozycji zdaje się w tej chwili bardziej martwić tym, że Komisja Europejska stawiała niezbyt wysokie oczekiwania polskiemu rządowi, niż to, że nie mamy środków z KPO. I jest to dla mnie doświadczenie dalece rozczarowujące.
Ale też trzeba uczciwie przyznać, że krytyczna wobec spełnienia tego dyktatu Unii Europejskiej jest Solidarna Polska, koalicjant Zjednoczonej Prawicy. Swoje dorzucił ostatnio także prezydent Andrzej Duda. O opozycji już mówiliśmy. Z której strony uwagi są największe i jaki jest największy problem?
Największy problem jest ze strony kolegów z Solidarnej Polski, ale spotkaliśmy się z nimi na zaproszenie premiera Morawieckiego, był pan minister Ziobro i jego współpracownicy, dzień przed wigilią mieliśmy długą i niesłychanie interesującą rozmowę. To było ponad 5 godzin wymiany prawnych i merytorycznych argumentów. Też poznaliśmy bliżej, gdzie leżą wątpliwości kolegów z Solidarnej Polski. Będziemy starali się w toku kolejnych rozmów te wątpliwości wyjaśniać, bo w naszej opinii czasami takie wrażenie, jakiemu część osób ulega, że gdzieś zmiana jakiegoś przepisu może być niebezpieczna, podczas gdy my wiemy, bo w tle negocjacji mieliśmy tego świadomość, że pewien bezpiecznik jest zachowany gdzie indziej i zmiana przepisu w innym miejscu nie powoduje, że ten bezpiecznik znika. Czasami rozjaśnienie tego rodzaju sytuacji sprawia, że też troszkę inaczej patrzy się na tę sprawę.
Jeszcze jedno pytanie w tym zakresie, bo o tym dyskutują Polacy nawet przy stołach wigilijnych. Czy otrzymanie pieniędzy oznacza, że będziemy musieli wydawać je tylko na projekty, na które zgodzi się Bruksela? Jeśli tak, to czy nam się to opłaci?
Oczywiście nam się to opłaci. Jak często powtarza premier: „100 miliardów to jest 100 miliardów”. Jeżeli będziemy mieli je dodatkowo w budżecie, na przykład na projekty z zakresu rozbudowy infrastruktury, czy jakiegoś zwiększania konkurencyjności, to będziemy mogli inne pieniądze, które w tym budżecie nie będą musiały być zagwarantowane w związku z obecnością tych nowych środków, wydać na zbrojenia, czego na przykład w tej chwili bardzo potrzebujemy, bo wydamy w tym roku na zbrojenia ponad 100 miliardów złotych, podczas gdy w poprzednich latach wydawaliśmy około 55-60 miliardów, to jest rok 2022. Za czasów Platformy Obywatelskiej to było około 30 miliardów złotych. My zwiększymy wydatki na zbrojenia licząc od roku 2015 mniej więcej czterokrotnie. Ale to też pokazuje jaka jest skala naszych potrzeb budżetowych. Dlatego każde pieniądze w sytuacji konieczności wzmacniania naszego bezpieczeństwa są bardzo potrzebne.
Na koniec jeszcze jedną sprawę chciałem poruszyć – chociaż króciutko – wicepremier i minister kultury prof. Piotr Gliński w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej odniósł się do budowy Muzeum Powstania Wielkopolskiego. W największym skrócie wytykał władzom samorządowym Poznania, tym miasta, jak i wojewódzkim stracony rok i poważne opóźnienia, podtrzymał deklarację współfinansowania placówki, ale co do wysokości już ma wątpliwości, właśnie z powodu opieszałości marszałka i prezydenta Poznania. Jak pan ocenia tę sytuację?
Ma niestety pełną rację pan premier Gliński. Bardzo żałuję, że władze miasta i województwa bardzo potraktowały jako przedmiot politycznej gry i ogłaszając rok temu przekazanie tej odpowiedzialności ze strony miasta na rzecz województwa, nie były do tego kompletnie przygotowane. To miał być fajerwerk polityczny, okazało się, że następny rok zajęło przygotowanie do przejścia tego procesu, a to jest rok, który okazał się rokiem kryzysowym, w którym możliwości budżetu państwa znacząco się skurczyły. Gdyby rok temu zostało podjęte zobowiązanie i umowa miasta z budżetem państwa, w oczywisty sposób nie tylko możliwości po stronie budżetu państwa byłyby większe, ale też ceny byłyby mniejsze i oczywiście bylibyśmy dużo bliżej budowy Muzeum Powstania Wielkopolskiego. Marszałek Marek Woźniak, który się tak szczyci pamięcią o powstaniu i dbałością o tą pamięć, można powiedzieć, że w tej sprawie tą pamięcią stara się handlować politycznie. Ja jestem tym oburzony.