Teraz, jak mówią pacjenci, na pierwszy wolny termin trzeba czekać nawet rok.
Jak sprawdzałem, to było 400 dni, ale jak się już człowiek załapie, to wtedy jest w ciągu. Korzystam z kardiologa, ale ja się zapisuję podczas wizyty. Ciężko się dostać. Czekałam gdzieś cztery, pięć miesięcy. Na szczęście, że nie mam zawału, bo wtedy musiałabym częściej chodzić na wizyty. Teraz już się zapisuję dwa razy w roku, żeby później nie czekać. Na pierwszą wizytę czekałam niecały rok - ogrom czasu
- mówią pacjenci.
Uwolnienie limitów oznacza, że NFZ wyda więcej pieniędzy na leczenie pacjentów u tych specjalistów - mówi dyrektor wielkopolskiego oddziału funduszu Agnieszka Pachciarz.
Tam, gdzie widzimy dłuższe czasy oczekiwania i też liczba pacjentów jest większa, NFZ zapłaci za wszystkich pierwszorazowych pacjentów w tych zakresach. Jesteśmy narodem, który kocha specjalistów, ale do specjalisty trzeba iść wtedy, kiedy to rzeczywiście jest nam bardzo potrzebne. Stąd kolejna zmiana - np. w endokrynologii, zmiana, która weszła już od 1 stycznia, że endokrynolog, który zdiagnozuje pacjenta, ustawi go, "odsyła" do lekarza rodzinnego. Cała Europa tak leczy schorzenia endokrynologiczne.
Nim dojdzie do zniesienia limitów, NFZ radzi pacjentom, by szukali miejsc, gdzie kolejki są najkrótsze. W Poznaniu są przychodnie, gdzie można się dostać np. do kardiologa jeszcze w tym miesiącu. NFZ apeluje też, by jednocześnie nie zapisywać się do lekarza tej samej specjalność w kilku przychodniach, bo blokujemy miejsca innym chorym.