Roman Wawrzyniak: Miasto pomoże walczyć z rodzicami i dyrektorami szkół przeciwnymi zajęciom antydyskryminacyjnym - taką deklarację złożyła Marta Mazurek, była pełnomocniczka prezydenta ds. przeciwdziałania wykluczeniom, a obecnie wiceprzewodnicząca komisji oświaty, podczas konferencji podsumowującej programy antydyskryminacyjne realizowane w publicznych szkołach w Poznaniu. Jak mają taką groźbę odbierać rodzice?
Rafał Dorosiński: To jest wypowiedź kuriozalna. Biorąc pod uwagę, że możemy w niej odnaleźć podważenie podstawowych praw rodziców. Jest rzeczą oczywistą, zagwarantowaną w konstytucji i prawie oświatowym, że rodzice odgrywają pierwszoplanową rolę w wychowywaniu swojego dziecka. Jakiekolwiek działania, które miałyby uniemożliwić realizację ich podstawowych praw w tym zakresie, należy odczytywać jako co najmniej pomyłkę. W związku z tym, jeżeli pani radna chciałaby realizować swoje groźby, to nie pozostaje nic innego jak odpowiedzieć prawnie na te działania nota bene bezprawne. Nie ma żadnej podstawy ku temu, żeby takie zapewnienia, czy deklaracje formułować. Rodzice mają pełne prawo do tego, żeby mieć wgląd i wypowiadać się na temat tego, czy ich dzieci powinny uczestniczyć w takich zajęciach, czy nie. Nie mówimy tu oczywiście o zajęciach obowiązkowych z matematyki, czy języka polskiego. Mówimy o bardzo specyficznych i kontrowersyjnych zajęciach.
Pani radna na konferencji mówiła też tak: „Nie bójcie się Ordo Iuris. Jeżeli potrzebujecie takiego wsparcia, że nękają nas, albo ktoś się boi, to słuchajcie, piszcie”. Potem było jeszcze kilka zdań zachęcających do kontaktu, do starania się, bo jest dużo pieniędzy na te lekcje. Co sugeruje pani radna, mówiąc, żeby się was nie bali?
Nie mam pojęcia, co pani radna miała na myśli wypowiadając te słowa. Dotychczasowa działalnośc Ordo Iuris wskazuje na to, że zawsze stajemy po stronie rodziców, ale także po stronie nauczycieli, którzy są zmuszani przez władze tej, czy innej miejscowości, aby realizować ideologiczne zajęcia. Tak może być i w tym przypadku, że są nauczyciele, którzy zdają sobie sprawę z tego, że te zajęcia, które władze Poznania wprowadzają do szkół poznańskich, są co najmniej wątpliwe. Tego typu deklaracje pani radnej należy odczytywać, jako próbę zastraszenia tych, którzy się z tym nie zgadzają. To próba zastraszania nauczycieli i rodziców, którzy chcieliby zgłosić swoje wątpliwości wobec treści przekazywanych podczas takich zajęć. Pani radna próbuje taką wypowiedzią im to uniemożliwić.
Też byłem zaskoczony tymi słowami. Pozwoliłem sobie porozmawiać o tym z kilkoma osobami na naszej antenie. To spowodowało, że odbyła się ostatnio konferencja prasowa, na której usłyszeliśmy z ust przewodniczącego klubu Platformy Obywatelskiej, chyba już z resztą lewicowej, takie słowa: „Mamy do czynienia z atakiem skrajnej prawicy na poznańskie szkoły, na poznańską młodzież i poznańskich nauczycieli. Powiem tak, że pan radny z pozostałą grupą radnych PiS-u powinien dostać „jedynkę” za brak zrozumienia tego, co było przedstawiane na komisji oświaty. Oni chcą zaatakować poznańskie szkoły, aby tam nie uczono o rzeczach, które są podstawowe, jeśli chodzi o prawa człowieka w naszej kulturze cywilizacyjnej, opierającej się także na wartościach chrześcijańskich.”. Radny nazywa wprowadzanie do szkół tylnymi drzwiami ideologii LGBT prawami człowieka, opierającymi się na wartościach chrześcijańskich. Próbuje odwrócić kota ogonem i mówi o jakimś ataku skrajnej prawicy na szkoły, nauczycieli itd. Jest Pan w stanie to skomentować?
To jest jakieś kompletne nieporozumienie. Pan radny najwyraźniej nie zapoznał się z publikacjami, czy podręcznikami, które są rekomendowane przez Poznań do prowadzenia zajęć z edukacji antydyskryminacyjnej. My to zrobiliśmy. Z analizy tych podręczników jasno wynika szereg wątpliwości co do przekazywanych uczniom treści. Trudno to w ogóle nazwać podręcznikiem, to jakaś publikacja czy informator. W tych opracowaniach, które są używane do prowadzenia tych zajęć jest kilka obszarów, budzących wątpliwości. Pierwszym z nich jest sfera płciowości, małżeństwa, rodziny. To jest sfera, w której wyraźnie promowane jest podejście ideologiczne, genderowe. Warto też wspomnieć, że aby zostać certyfikowanym trenerem edukacji antydyskryminacyjnej, trzeba przejść „trening genderowy”. Tak, żeby później móc mówić uczniom, że „na świecie jest więcej opcji płci niż tylko kobieta i mężczyzna”, albo żeby sądzić takie przeświadczenie, że płeć, rodzicielstwo, macierzyństwo to są to koncepty płynne, zmienne, że można sobie wybrać płeć, że to wszystko jest kwestią wyboru. To są bardzo kontrowersyjne treści, które są przemycane podczas tego typu zajęć. Drugi obszar to jest wizja relacji społecznych, jaka jest prezentowana w tych publikacjach. Wyraźnie jest pokazane, że „kluczowe jest pokazanie zjawiska dyskryminacji w kontekście istniejących relacji władzy społecznej, politycznej, ekonomicznej, symbolicznej oraz systemu przywilejów grup dominujących”. Widzimy tutaj takie spojrzenie na społeczeństwo, w którym dzielone jest ono na grupy tożsamościowe, które walczą ze sobą. Kobiety walczą z mężczyznami, osoby niepełnosprawne ruchowo walczą z osobami pełnosprawnymi ruchowo, osoby zamożne i osoby ubogie. To jest wizja nieustannej walki pewnych grup społecznych, która jest konfliktogenna i sprzeczna z dorobkiem cywilizacji zachodniej. To jest ta wizja, którą widzimy w USA w działalności radykalnego ruchu Black Lives Matter. Trzeci obszar to jest kompletne zafiksowanie na punkcie stereotypów. Cały system norm moralnych w społeczeństwie w tych publikacjach jest określany jako system stereotypów. Jeśli coś się autorkom publikacji nie podoba, na przykład to, że dziecko potrzebuje matki i ojca, albo to, że w początkowym okresie życia dziecka kluczową rolę odgrywa matka, to jest określane mianem stereotypu. A stereotypy trzeba zwalczać. Taka metoda przewija się przez całe te publikacje. Jak widać, to są głęboko zideologizowane treści, które mogą budzić wątpliwości rodziców. Tymczasem władze Poznania i Pani radna próbują nie dopuścić do tego, żeby rodzice mogli wyrazić obiekcje.
Oni sprzedają to na konferencjach pod płaszczykiem dbałości o takie wychowywanie, aby dzieci nie czuły się zróżnicowane pod względem materialnym, czy próbują do tego wykorzystać też kwestie niepełnosprawności.
To jest to opakowanie, w którym sprzedaje się te treści, o których mówiłem.
Tak jakby nie wystarczyły do tego lekcje wychowawcze, które właśnie temu mają służyć.
Tak oczywiście. Wszyscy jesteśmy za tym, żeby traktować się ze wzajemnym szacunkiem, z godnością, żeby unikać konfliktów i nie ranić innych osób. W pełni się pod tym podpisujemy. Tylko okazuje się, że te hasła są traktowane instrumentalnie, żeby przemycić treści, o których mówiłem, żeby uśpić czujność rodziców i żeby sprzedać ten struty owoc naszym dzieciom.
Nie mówiąc już o tym, że nauczyciel, który miałby za takie lekcje odpowiadać, miałby - z tego co zrozumiałem - prawo dobierać sobie kogo mógłby zaprosić do współprowadzenia takich zajęć antydyskryminacyjnych. Wiemy też, że w tego typu programach biorą udział organizacje promujące wprost LGBT. Tutaj w Poznaniu organizacja, która zajmuje się między innymi organizowaniem tzw. „Marszów Równości”, która szczyci się tym, że uczy dzieci i młodzież w internecie jak wyglądają pierwsze stosunki homoseksualne.
To rodzi wątpliwości, co do zgodności z prawem oświatowym. Władze Poznania organizują konkurs na dodatkowe zajęcia, bo taką to ma formę z prawnego punktu widzenia. W zajęciach dodatkowych, a to wynika z przepisów, nie mogą uczestniczyć i ich prowadzić wolontariusze czy przedstawiciele organizacji pozarządowych. W tym przypadku, jeżeli mamy do czynienia z udziałem przedstawicieli organizacji pozarządowych w realizacji takich zajęć, to mamy złamanie przepisów prawa oświatowego. Jeszcze ważniejsze jest, że samorząd terytorialny w ogóle nie ma kompetencji do tego, żeby ingerować w działalność wychowawczo-edukacyjną szkoły. Rola samorządu w zakresie edukacji, to rola administracyjno – finansowa. Takie działania, które są podejmowane przez władze Poznania - można argumentować - stanowią złamanie przepisów ustawy albo ich obejście.
Samo to już powinno być biciem w dzwon na alarm dla wszystkich rodziców, którzy martwią się o to, co będzie wtłaczane do głów ich dzieci. Sąd w Płocku uniewinnił trzy aktywistki, oskarżone o obrazę uczuć religijnych. Kobiety rozklejały wizerunek Matki Boskiej z sześciobarwnym logotypem ruchu LGBT. Jaka jest Pańska ocena tego wyroku? Czy można wizerunek na przykład Mahometa ozdobić sierpem i młotem i rozklejać na przykład na śmietnikach?
Słusznie Pan podniósł kwestię porównania traktowania katolików z przedstawicielami innych religii. Jednym zdaniem odniósłbym się do uzasadnienia, które jeszcze pisemnie do nas nie dotarło, ale z uzasadnienia ustnego wiemy, że sąd wskazał, że osoby, które dopuściły się takiego czynu nie miały zamiaru nikogo obrazić, a chciały jedynie zwrócić uwagę na ich zdaniem negatywne zjawisko. To jest co najmniej niezrozumiałe uzasadnienie, bo wynika z niego, że sprzeciw wobec jakiegoś zjawiska, na przykład wobec wysokich podatków, czy wobec niesprawiedliwości miałby być usprawiedliwieniem do dokonywania przestępstw. Wystarczy elementarny rozsądek, żeby zauważyć absurdalność tego twierdzenia. Ono pojawiło się w uzasadnieniu wyroku sądu. To nie jest jedyna kwestia, która wymaga podniesienia.