Kiedy widzimy obrazy docierające do nas z Europy Zachodniej, kiedy masy ludzi przybywających do Europy są przyjmowane w końcu, bo nie ma co z nimi zrobić i nie ma pomysłu na to jak to zagospodarować, ewidentnie widać, że są przyczyną nieszczęść i to masowych takich, na taką skalę, która nam się w głowie nie mieści, boimy się tego. Dla Kościoła, powiem przynajmniej z doświadczenia, które mam, i które wydaje mi się stoi za tymi dokumentami, wypowiedziami papieskimi, jest właśnie przykład korytarzy humanitarnych, który polega na tym, że dopóki społeczeństwo nie jest przygotowane na przyjęcie migrantów, nie wolno czegoś takiego robić
- mówi biskup Krzysztof Zadarko.
Według biskupa, nie wystarczy samo umożliwienie pracy migrantom. Takie osoby powinny znać kulturę i przede wszystkim język danego kraju, żeby nie zamykać się tylko wśród swoich rodaków. Jako modelowy przykład pomocy uchodźcom duchowny podaje postawę Polaków wobec Ukraińców.
Poniżej cała rozmowa:
Cezary Kościelniak: Wpierw sprawa migrantów z Ukrainy. Caritas Polska opublikował takie dane, z których wynika, że polski Kościół przeznaczył na pomoc uciekającym przed wojną Ukraińcom aż 337 milionów złotych. Udział w pomocy miało ponad 31 tysięcy świeckich osób. Zdaliśmy chyba ten test pomocy.
biskup Krzysztof Zadar: Ja myślę, że wszyscy powinniśmy powiedzieć i nie ulega wątpliwości, to jest zauważone również przez cały świat, zarówno przez władze świeckie wielkich tego świata, jak i też przyjeżdżających z Kościoła do Polski, którzy to widzieli, którzy to podziwiali. Na pewno pod tym względem możemy powiedzieć absolutnie, że jesteśmy czołówką światową.
Ale mało się tym chwalimy?
My się może chwalimy, tylko w jakoś tak dziwny sposób nie jest to dostrzegane przez zwłaszcza media, czy strony internetowe, które kształtują naszą opinię publiczną i nad tym należy ubolewać. To nie jest sprawa tylko Ukraińców, w ogóle sprawa też imigrantów i uchodźców, stosunek Kościoła, do tego zjawiska, do tych ludzi. To jest jakieś niezrozumiałe. Czasami jest to zupełnie niezrozumiałe zjawisko, dlaczego nie przebijają się te informacje do opinii publicznej.
Ukraina to jedna sprawa, a z drugiej strony mamy pogląd papieża Franciszka, który mówi, żeby otwierać granice, żeby przyjmować uchodźców. W jaki sposób odniósłby się ksiądz biskup do takiego dylematu: z jednej strony faktyczna pomoc dla ludzi, którzy tej pomocy potrzebują, ale z drugiej strony nie bez znaczenia są też te argumenty dotyczące problemów z akomodacją kulturową, także z bezpieczeństwem. Jak Kościół patrzy na te sprawy?
Na pewno jest to dylemat, jest to trudna sprawa, natomiast to nie jest sprawa, której nie można rozwiązać. Ja mam przykładowo taki dla mnie wzorcowy wręcz model, to jest sprawa korytarzy humanitarnych, głównie organizowanych przez wspólnotę Sant’Egidio, ale też we współpracy z Caritasami Francji czy Włoch. Proszę pamiętać, że tam naprawdę jest dużo większa, nieporównywalna liczba migrantów.
Jak działa taki korytarz humanitarny?
Kościół nie zachęca do tego, żeby przyjmować wszystkich i bezwarunkowo, to jest zbitka, która nie wiem skąd się bierze, chyba przez złośliwych ludzi tworzona, po drugie należy pamiętać o gościnności i o solidarności z ludźmi w potrzebie, tego nigdy nie wolno stracić jako najważniejszej perspektywy i po trzecie docieramy do tego, co pan mówi, mianowicie jak to pogodzić jedno z drugim. Kiedy widzimy obrazy docierające do nas z Europy Zachodniej, kiedy masy ludzi przybywających do Europy są przyjmowane w końcu, bo nie ma co z nimi zrobić i nie ma pomysłu na to jak to zagospodarować, ewidentnie widać, że są przyczyną nieszczęść i to masowych takich, na taką skalę, która nam się w głowie nie mieści, boimy się tego. Dla Kościoła, powiem przynajmniej z doświadczenia, które mam, i które wydaje mi się stoi za tymi dokumentami, wypowiedziami papieskimi, jest właśnie przykład korytarzy humanitarnych, który polega na tym, że dopóki społeczeństwo nie jest przygotowane na przyjęcie migrantów, nie wolno czegoś takiego robić. Problem polega na tym, że korytarze humanitarne w wydaniu na przykład Sant’Egidio polegają na tym, że dopóki we Włoszech na przykład czy we Francji, na Malcie, Belgii, Hiszpanii nie ma ludzi, nie ma konkretnych rodzin, nie ma konkretnych wspólnot gotowych przyjąć tych ludzi, pomóc im znaleźć pracę, znaleźć szkołę, odnaleźć się w nowym społeczeństwie, poznać kulturę, dopóki nie ma takich ludzi, nie wolno takich ludzi, a tym bardziej na masową skalę przyjmować. Natomiast oddzielnym zagadnieniem w tym wszystkim...
Myśmy takie korytarze humanitarne stworzyli dla Ukraińców.
Tak jest. Sprawa się uprościła, ponieważ kultura jest bardzo bliska, ludzie natychmiast zadeklarowali, że chcą ich przyjąć, następnie znalazły się środki ze strony państwa, jeśli chodzi o dostęp do rynku pracy, do służby zdrowia i do szkolnictwa i ten mechanizm jakby zadział spontanicznie w jakimś sensie na zasadzie pospolitego ruszenia, jak to nieraz się mówiło i to można powiedzieć wręcz modelowy przykład jak można rozwiązać problem migrantów i uchodźców. Natomiast to co pan mówi, to co dociera do nas z Europy Zachodniej, to jest klęska Unii Europejskiej.
Czy klęską jest to, że zamiast przygotowywać na przykład lokalne wspólnoty, samorządy, miasta na zasadzie ile można przyjąć, trzeba mieć jakiś plan, natomiast robi się tak, że po prostu się narzuca tych migrantów. Czy dobrze rozumiem?
To jest efekt braku polityki migracyjnej, zarówno europejskiej, jak i w pewnym sensie również w Polsce. My proszę pamiętać, że niezależnie od tych, którzy masowo przybywają do Europy, w Polsce mamy już setki tysięcy ludzi, którzy nie są z Ukrainy, ale z Azji i nawet z Afryki, ja się pytam, czy oprócz pracy są oni jeszcze przygotowani, żeby odkryć naszą kulturę, żeby odnaleźć się w naszym społeczeństwie i tu uważam, że mamy bardzo dużo do zrobienia, bo za chwilę się okaże, że ci ludzie, którzy tu u nas pracują tworzą getta, bo na przykład nie znają języka, bardzo często się trzymają ze sobą, idą do pracy i potem ich nie widać.
Czyli ostrzega ksiądz biskup przed tym hura optymizmem „przyjmujemy ludzi, którzy przyjeżdżają do pracy legalnie”, że to jest za mało, że nie wykonujemy pewnej pracy kulturowej?
Oczywiście. Nie wykonujemy na przykład podstawowej rzeczy, kto pilnuje czy oni znają język i wystarczająco dobrze się nim posługują. To jest warunek numer jeden, żeby można było mówić o integracji danego człowieka, obcokrajowca w Polsce, jeżeli ta znajomość jest beznadziejna dopiero z drugim pokoleniem będą rodziły się dzieci, będzie zupełnie inne zjawisko, ale to też dotykamy sprawy, która jest też jeszcze nie taka prosta, bo sam język nie wystarczy.
Z początkiem października papież Franciszek opublikował adhortację Laudate Deum, to jest adhortacja, która ma być kontynuacją encykliki o klimacie i środowisku Laudato Si’, ale także tam są te kwestie związane ze sprawami, o których teraz mówimy. Co jest ważnego w tej adhortacji?
Ta adhortacja to jest taki dopisek, bo to nie jest już encyklika, jak poprzedni dokument.
Dokument o niższej wadze niż encyklika.
Tak jest. On porusza jeszcze raz te sprawy, bo wyraźnie pisze, że te tematy, które poruszył 8 lat temu jakoś nie zostały dobrze odczytane i ruszone z miejsca. Ja mam wrażenie, że tu jeszcze bardziej papież rozprawia się z jednym podstawowym mechanizmem, który potem widoczny jest w sprawie migrantów i uchodźców. Mianowicie migranci i uchodźcy dzisiaj uciekają dlatego, że są oczywiście wojny i prześladowania, to jest przyczyna numer jeden, ale druga przyczyna to jest ciągła, totalna, globalna niesprawiedliwość, która funkcjonuje głównie w bogatych państwach, gdzie z powodu niesprawiedliwego wynagrodzenia, fatalnych warunków życia, ludzie decydują się lub zmuszeni są do ucieczki, a druga przyczyna to jest klimat. Zmiany klimatyczne powodują, na skutek suszy na przykład w Afryce, czy na przykład tego co widzimy w Azji z powodziami, że masowo się przemieszczają i to nie do sąsiedniego kraju, tylko uciekają międzykontynentalnie.
Tak zwana migracja klimatyczna.
Ona nie jest jeszcze wpisana w konwencji genewskiej do uznania statusu uchodźców, ale na przykład w tym dokumencie Laudate Deum papież porusza kilka takich kwestii, które muszą być zmienione, ponieważ jeżeli ciągle będziemy stawiać człowieka w centrum, a nie Pana Boga, nie będziemy traktować środowiska człowieka jako elementu, z którym człowiek jest zjednoczony, a nie odseparowany, a tym bardziej on tam ciągle mówi o dominacji człowieka, który jest nieokiełznany, któremu dzisiaj na skutek swoich możliwości technologicznych, postępu nauki wydaje się, że może o wszystkim decydować, eksploatować, to generuje takie patologie społeczne i zmiany nie tylko w ekologii, właściwie buszując po środowisku i eksploatując to w sposób niewyobrażalny, ale niszcząc strukturę społeczną i powodując wręcz jawne niesprawiedliwości, które zmuszają ludzi do szukania bezpieczniejszego miejsca. Tak dalej się po prostu nie da robić i on mówi o takim paradygmacie technokratycznym, który oznacza, że człowiek rzeczywiście współczesny i to bardzo malutka grupka ludzi, w tym dokumencie jest to kilka razy podkreślone, mała grupka ludzi decydująca o wszystkim, nielicząca się w ogóle z nikim, wytwarza sytuację w świecie, które generują masowo niszczenie świata, ale przede wszystkim niszczenie naszych struktur, naszych relacji, to powoduje, że ludzie ciągle jakby uciekali do lepszego świata, bo ten, który jest bogaty, syty, który jest niesprawiedliwy, niestety technologicznie eksploatujący z nieliczeniem się ze skutkami, sprawdzający świat, jest takim nieszczęściem, który musi natychmiast zmienić wielu mogłoby powiedzieć w tym miejscu, że to jest taka wizja utopii, gdzie wszyscy mają być równi, gdzie wszyscy mają mieć dostęp do takich samych dóbr, a takiej utopii nie da się wprowadzić, nie może grupka ludzi decydować o wszystkich, a papież nie mówi o tym, że teraz wszyscy muszą mieć jednakowy dostęp, mówi tylko o sprawiedliwym podejściu, które będzie owocem jakiegoś etycznego namysłu. On tam mówi kilka razy o tym, że prym techniki przed etyką powoduje, że mamy do czynienia z takimi nierównościami, to nie jest jakieś utopijne naprawdę, idealistyczny kompletnie zawieszony gdzieś w powietrzu model świata, który ma być teraz jakby hamulcem jakiegoś rzeczywistego obrazu świata. Ja chciałbym się z tym nie zgodzić i papież, który mówi o tym, że wszyscy są jednakowo ważni, mają tę samą godność, tak samo jak ma ją ten sam świat. To jest odwołanie się do jakichś pryncypiów, a nie do tego, żeby tworzyć społeczeństwo utopijne, gdzie wszyscy bez wyjątku mają takie same prawa i będą musieli się poddać tym samym procesom.
Teksty papieskie są kierowane do wierzących, ale także do ludzi dobrej woli, trzeba to odczytać jako tych niewierzących, którzy chcą coś dla siebie z przekazu papieskiego niezależnie od tego czy są wierzący czy nie wyciągnąć. Czy ten dyskurs Ludato Si’ i Laudate Deum jest takim dyskursem ekumenicznym ze zeświecczonym Zachodem i innymi religiami. Czy to może być ten moment zbudowania takiej etyki wspólnego działania?
Myślę, że Kościół w tym momencie chce być partnerem globalnego dialogu, który jest nieunikniony, tam jest w jednym momencie, o tym piśmie jest napisane, wręcz papież mówi, że nie możemy całej sprawy sprowadzić tylko do grupki, albo nawet do jednej organizacji, jak ONZ na przykład, albo do grupki globalistów, którzy mają cały świat, ale to bardzo w małym zakresie, tylko że ten dokument jest adresowany jako głos w takiej ogólnoświatowej dyskusji.
Czy polski Kościół zaangażuje się w taką dyskusję? Słabo słyszalny jest jego głos w tych sprawach.
Jest tak samo jak z uchodźcami i Caritasem, w Caritasie jest przepiękny program Laudato Si’ i tam pojawiły się fantastyczne inicjatywy o zielonej parafii, o zielonych przedszkolach, o zielonych środowiskach, gdzie powinniśmy być inspirowani przez encyklikę Laudato Si’, myślę, że to jest tak jak pan mówił na początku, niestety z niezrozumiałych względów głos niedostrzegany i niepowtarzany, a zachęcam do tego, żeby wejść na stronę Caritasu i zobaczyć na ruchy ekologiczne katolickie, które są w Kościele obecne. Mamy coś bardzo konkretnego do powiedzenia i do zrobienia i na tyle, na ile jesteśmy przygotowani, możemy spokojnie być partnerem dialogu w tych sprawach, wśród tych, którzy się tym przejmują i którym na tym zależy.