Oczywistym rozpoczęciem każdej filmowej recenzji jest rozszyfrowanie tytułu dzieła. Dziś zacznijmy więc również od tego, bo rozwiązanie tej zagadki doskonale zapowiada to, co na ekranie od reżysera otrzymamy. „Licorice Pizza” - pizza z lukrecją. No i tak - nikt w filmie nie zajada się ani plackami z Włoch, ani czarnymi, gorzko-słonymi żelkami, które dla niejednego z nas stanowią koszar z dzieciństwa. Tytuł ten ma nas natomiast odsyłać do konkretnego czasu i miejsca, a więc do lat siedemdziesiątych w Stanach Zjednoczonych. Tak bowiem nazywała się popularna wtedy sieć sklepów muzycznych w Kalifornii. Lukrecjowe pizze to nic innego, jak płyty winylowe. Tropiąc jednak dalej ślady tytułu w filmie zorientujemy się, że sklepy te na ekranie nie występują, a nawet same winyle nie są jakimś istotnym atrybutem bohaterów. Ostatecznie reżyser tłumaczy, że tytuł ten wybrał ze względu na skojarzenia. Budzi on w nim sentymentalne wspomnienia Kalifornii lat siedemdziesiątych. Ta decyzja okazuje się wyborem charakterystycznym dla całego obrazu. Tu kolejne zdarzenia, wątki, motywy wrzucane są do filmowego miszmaszu z rozbrajającą nonszalancją. Na chwilę rozbłyskują na ekranie, bezpretensjonalnie i jaskrawie, by dołożyć cegiełkę to rozległego świata, wylewającego się daleko poza wyselekcjonowane dla oka widzów filmowe sceny. Są, bo właściwie czemu nie: i łóżka wodne, i pałace flipperów, i świat dziecięcego show biznesu… Wszystkie te historie opowiadane są i splatane ze sobą z prawdziwie młodzieńczym, spontanicznym humorem i pewnością siebie, nie bez przyczyny oczywiście, bo to właśnie młodzi ludzie są bohaterami tego filmu.
Gdybyśmy potrzebowali sztywnych ram charakterystyki gatunku, powiedzielibyśmy pewnie, że to połączenie romansu i filmu o dorastaniu. Dwójka głównych bohaterów: piętnastoletni Gary Valentine i dwudziestokilkuletnia Alana budują dość skomplikowaną relację, pewnie daleką do stereotypowych ideałów nastoletnich miłości. Z biegiem czasu większość uwagi widzów zagarania postać Alany. Dzięki niej i kilku pobocznym postaciom kobiecym słodycz sentymentalnego obrazu lat siedemdziesiątych z młodzieńczych czasów zostaje zrównoważony gorzkim, lukrecjowym smakiem nierówności i krzywdy. Jednocześnie wątek ten podany jest z wyczuciem, który wynosi go ponad tamten czas i sprawia, że główna bohaterka jest autentyczna również dla współczesnego widza. Rolę Alany gra Alana Haim, jedna z trzech sióstr tworzących zespół muzyczny Haim (jej siostry, a nawet ich rodzice występują zresztą na ekranie jako rodzina głównej bohaterki). Garego Valentine gra Cooper Hoffman, syn Phillipa Seymoura Hoffmana, a podobieństwo syna do zmarłego ojca jest momentami uderzające. Dla tego duetu to debiut, pierwsze główne role na wielkim ekranie. Za to takie sławy jak Sean Penn czy Bradley Cooper odgrywają epizodyczne, drugoplanowe role. W filmie wciąż toczy się gra pomiędzy tym co prawdziwe, a tym co należy do świata fikcji. Każdy śmiertelnie poważny moment zostaje w końcu rozbity szaleństwem czy humorem. Do tego klimatyczna ścieżka dźwiękowa, zdjęcia, nakręcone za pomocą starych obiektywów i aktorzy o nieidealnej, nie wygładzonej aparycji. Filmowy efekt końcowy jest urzekający i poruszający dzięki autentyczności bohaterów i ich uczuć. Krytycy polecają go fanom twórczości Paula Thomasa Andersona w szczególności, choć to zdecydowanie film dostępny i dla filmowych laików, nie hermetyczny i bezpretensjonalny.
Film Paula Thomasa Andersona „Licorice Pizza” można obecnie zobaczyć zarówno w multipleksach, jak i kinach studyjnych. Jeszcze dziś w Poznaniu seanse m.in. w Kinie Pałacowym, Heliosie, Cinema City i w kinie Bułgarska 19.