Roman Wawrzyniak: Mieliśmy w weekend "hołd tuski", tak przynajmniej dworowały sobie niektóre media z Donalda Tuska, a teraz niektórzy w Poznaniu żartują, że mamy hołd marszałkowski wobec innego naszego sojusznika, tym razem zza oceanu. Jak Panu się podoba wejście do urzędu marszałkowskiego?
Wojciech Wybranowski: Ja bym chętnie zacytował słowa poznaniaka, senatora Marcina Bosackiego, byłego ambasadora i byłego rzecznika ministerstwa spraw zagranicznych, który krytykując Andrzeja Dudę i to, że stał, kiedy Donald Trump podpisywał porozumienie z Polską, to powiedział takie słowa: „Pochylonego nikt nie szanuje”. To się dzisiaj daje odnieść do tego, co zrobił urząd marszałkowski w Poznaniu. Pochylonego nikt nie szanuje. Po pierwsze nie sądzę, żeby Joe Biden, albo Pani Kamala Harris zdawali sobie sprawę, że jakiś urząd marszałkowski w Poznaniu wywiesza takie bramy powitalne. Gdyby jednak widzieli, to mieliby skojarzenia o dalekiej, bananowej republice, która wita nowego, przyjacielskiego, wielkiego brata. Nie chciałbym używać słów Radosława Sikorskiego, który mówił o robieniu laski, ale to jest właśnie taka murzyńskość, taka postawa korna. To nawet nie ma nic wspólnego z chęcią pokazania, że my, liberalna lewica, nie lubimy Donalda Trumpa, dlatego cieszymy się na Bidena i Kamalę Harris. To jest raczej taka postawa „Panie, daj!”.
Bardzo ładne sformułowanie „brama powitalna”. Mnie bardziej rozbawiły słowa marszałka rozesłane do mediów, w których czytamy: „Mam ogromną nadzieję, że Joe Biden i Kamala Harris, jako wiceprezydenta, szczęśliwie dla całego świata poprowadzą swoją kadencję i dadzą dowody na to, że świat nie musi pogrążać się w otchłań populizmu, hejtu i chaosu.”. Jak rozumiem, za poprzedniej kadencji się pogrążał. To dlaczego ucichły podgrzewane przez lewicę ruchy BLM?
Taka wypowiedź i całe pismo to jest element taniego populizmu. Dobrzy my, lewicowi demokraci, fatalni i źli republikanie. Tyle, że także ten wynik wyborczy Donalda Trumpa pokazał, że to jednak nie jest tak. Pokazał, że Donald Trump w trakcie swojej kadencji zwracał uwagę na bardzo ważny problem, który dotyczy już nie tylko USA, ale całej Europu, czyli podziały społeczne. Pomiędzy bogatymi, liberalnymi z wielkich miast z Waszyngtonu a traktowaną i poniżaną przez nich prowincją. To jest również Poznań i Polska. Kwestia tych większych miast i tych, którzy czują się lepsi, tak zwanych warszawskich salonów, wojewódzkich miast kontra Polska B, Polska C, to jest również nasz problem. To, co robił Donald Trump, to nie jest populizm. Natomiast ten list Marszałka Woźniaka, jako żywo przypomina mi recenzję książki, która się ukaże na rynku „Pierwsza biografia. Kamala Harris”. Tam również są słowa o tym, jak jej zwycięstwo i Joe Bidena to wielka wygrana całego świata z populizmem.
To jest takie pójście nie tyle w liberalną, co skrajnie lewicową politykę. Zresztą patrząc na to, co najbardziej to obrazowało. Nominacja na wiceministra zdrowia mężczyzny, który ma dwójkę dzieci, który w wieku 54 lat postanowił zostać kobietą. Czy to nie jest taka wizytówka, do której nie wiem, czy powinniśmy się w jakiś sposób odnosić, robiąc takie bramy powitalne?
To tak naprawdę pokazuje tę polityczną poprawność i taki pęd bycia bardziej amerykańskim niż sami Amerykanie i bardziej liberalni niż europejscy liberałowie. To jest taki główny pęd lewicy. Taki marsz lemingów ku pewnego rodzaju nowoczesności.
Marszałek na naszej antenie tłumaczył, że to ma być taki przyjazny i ciepły gest wobec Amerykanów i żołnierzy, którzy stacjonują tutaj w bazie wojskowej w Poznaniu. Myśli Pan, że tam są sami zwolennicy Joe Bidena?
Biorąc pod uwagę olbrzymi wkład Donalda Trumpa i jego administracji we wzmacnianie i rozbudowę baz NATO w Polsce i jego życzliwe podejście i rodzaj polsko-amerykańskiej współpracy wojskowej i militarnej nie sądzę, żeby takie gesty zostały przez amerykańskie dowództwo przyjęte ze zrozumieniem. Zwłaszcza, że jeżeli spojrzymy na dotychczasowe działania i doświadczenia Bidena na arenie międzynarodowej, to on nie do końca orientuje się w realiach Europy Środkowo-wschodniej i realiach Polski. Pytanie, czy rzeczywiście był to gest trafiony, czy nie stanie się to czymś w rodzaju amerykańskiego dowcipu o Polakach, których potrzeba 6 do wkręcania jednej żarówki.
A propos żartów, to lokalne media trochę dworują sobie z tego pomysłu, zestawiając zdjęcie z przywódcami USA ze zdjęciem z czasów głębokiej komuny i sojusznikami ze Związku Sowieckiego.
Proszę przypomnieć sobie, jak na zdjęciach historycznych wyglądały bramy powitalne, czy urzędy miast, które związane były z III Rzeszą. To taka socjalistyczna mentalność, że musimy uhonorować naszego wielkiego brata, wielkiego sojusznika, czy partnera. To jest takie wyciągnięcie ręki w geście „Panie, proszę daj”.
Na tym zdjęciu, o którym wspominam jest Bierut, Stalin, Lenin i hasło „Niech żyje sojusz robotniczo-chłopski”, więc ludzie te skojarzenia mają, skoro dzielą się tym w internecie. Czego można się spodziewać po tej prezydenturze Joe Bidena w polityce wobec Europy i Polski? Nie można zapomnieć, że to za prezydentury Donalda Trumpa, o którym można wiele rzeczy powiedzieć, ale to jednak za jego prezydentury Polakom zniesiono wizy.
Dla mnie jednym z najbardziej znaczących decyzji Donalda Trumpa było podniesienie Polski do roli jednego z najważniejszych sojuszników i partnerów Stanów Zjednoczonych w NATO. To jest istotne dlatego, że Polska rywalizuje z Niemcami, kto będzie państwem pomostowym, kto będzie decydował o bezpieczeństwie i rozmieszczeniu sił militarnych NATO w Europie. Nasze tarcie z Niemcami w tym zakresie jest ciche, ale dość brutalne. To Donald Trump wskazywał, że Polska realizuje wszystkie postanowienia wewnątrz natowskie, w tym również te, dotyczące zwiększania budżetu armii. Biden raczej będzie szukał porozumienia z Niemcami i Francją i raczej będzie przychylny Niemcom, niż Polsce w tym zakresie. Joe Biden nie wykazywał się do tej pory jakąkolwiek wiedzą na temat Europy Środkowo-wschodniej. Obawiam się, że może nie widzieć i nie dostrzegać tego, czego nie dostrzegał Obama, zagrożenia ze strony Rosji Putina. Jeżeli chodzi o politykę wewnętrzną i światopoglądową, to będziemy mieli do czynienia z radykalnym skrętem w lewo. Sam Joe Biden taki skręt przeszedł. Jeszcze w latach ’70, ’80 uchodził za amerykańskiego konserwatystę. To był człowiek, który mówił, że geje w wojsku to zagrożenie dla bezpieczeństwa USA, a dzisiaj uchodzi za jednego z głównych autorów wolności LGBT i tej ustawy, która zrównuje związki partnerskie ze związkami męsko-damskich. Jeżeli będzie tak, jak mówią komentatorzy, że ze względu na stan jego zdrowia część jego konstytucyjnych obowiązków przejmie Kamala Harris, no to mamy sytuację bardzo niedobrą.
Niektórzy amerykaniści też bardzo krytycznie wypowiadają się o jego katolicyzmie, do którego się przyznaje. Dzisiaj brał udział we mszy świętej, ale mówią, że ten katolicyzm jest bardzo fasadowy, że to, co głosi w tych najważniejszych obszarach, jest wprost sprzeczne z fundamentalnym nauczaniem Kościoła katolickiego.
To jest taki demokrata, postępowy katolik, któremu jest bliżej do Tygodnika Powszechnego, niż do Tygodnika Niedziela, że użyję takiego polskiego porównania.
Jak pana zdaniem będzie rozwiązany spór o Nord Stream 2? Czy administracja amerykańska będzie przeciwna kontynuacji tej inwestycji, czy Niemcy się dogadają i będą robić swoje?
Do tej pory w polityce amerykańskiej, niezależnie od tego, czy rządzili demokraci, czy republikanie, to w polityce zagranicznej i polityce gospodarczej dominowała zasada kontynuacji w tych najważniejszych kwestiach. Mam nadzieję, że Joe Biden w imię poprawy stosunków z Rosją nie wycofa się z proponowanych przez Stany Zjednoczone restrykcji i sankcji wobec firm budujących Nord Stream. Być może uda się całkowicie zablokować tę budowę, zanim na dobre nastanie administracja Joe Bidena, bo już dzisiaj część firm wycofuje się z tego przedsięwzięcia w obawie przez sankcjami.
Ostatnio wycofała się szwajcarska firma, ale czytałem też komentarze, że jednak Niemcy dalej będą próbowali za wszelką cenę tę inwestycję dokończyć. To wcale nie jest jeszcze przesądzone.
Pytanie, jak szybko uda się Bidenowi okrzepnąć i w jakim tempie uda mu się obsadzić decyzyjne stanowiska. Pytanie też, czy pierwszy rok jego kadencji będzie przebiegał w okresie silnych protestów społecznych. Dzisiaj zwolennicy Donalda Trumpa jednak wychodzą na ulice i widać, że Ameryka jest bardzo mocno podzielona, że to, co mówił Donald Trump, wygrywając wybory, o tych elitach waszyngtońskich, które nie rozumieją ludzi mieszkających na wsiach i w małych miastach. Dzisiaj to się jeszcze bardziej pogłębiło.
U nas ktoś zapomniał, że 76 milionów Amerykanów głosowało na przeciwników Joe Bidena. Wśród nich mogło być wielu mieszkających tam Polaków.
Widać, że Donald Trump otrzymał glosy nie tylko białych mężczyzn, ale też mniejszości narodowych.