NA ANTENIE: WE BUILT THIS CITY/STARSHIP
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Pulp Fiction po polsku, czyli bardzo zły film widziałem

Publikacja: 09.03.2023 g.14:25  Aktualizacja: 10.03.2023 g.09:28 Grzegorz Ługawiak
Poznań
Recenzja Grzegorza Ługawiaka.
Dzisiaj śpisz ze mną - Screen YT: Netflix
Fot. Screen YT: Netflix

Uwaga, recenzja zawiera tzw. spoiler, czyli opis akcji i losów bohaterów. Proszę nie czytać, jeśli zamierzają Państwo stracić 91 minut.

Nowy polski film fabularny na Netflixie to wciąż rzadkość, z tym większą ciekawością zasiadłem przed ekranem. "Dzisiaj śpisz ze mną", choć nie jest długi, obejrzałem na raty. Dawno nie widziałem niczego tak słabego. Romans w stylu polskich komedii romantycznych jest gorszy od nich w każdym wymiarze.

Ze znanych sobie powodów autorzy scenariuszy romansów (w tym przypadku na podstawie książki Anny Szczypczyńskiej), głównymi bohaterkami czynią często dziennikarki "lifestylowych" pism. Nina Szklarska ma trochę ponad 40 lat, męża biznesmena i dwie małe córki. Mieszkają w wielkim, zawsze wysprzątanym i wystylizowanym domu. Małżeństwo Niny - a jakże - zżera rutyna. To dość popularny klucz komedii romantycznych, ale w tym przypadku nie wysilono się, żeby tę rutynę wiarygodnie i przekonująco osadzić. Ot, jakaś scena, w której ona mówi "kochaj się ze mną", na co on proponuje "szybki numerek"; ona pyta "odbierzesz dzieci?", a on nie odbierze, bo jest zajęty, a ona też zajęta, ale musi odebrać. Znane, przerabiane, nudne, napisane z lekceważeniem dla widza (książki nie czytałem), nakreślone szybko grubą kreską, by w kilka minut przejść do zasadniczego wątku.

W redakcji pojawia się nowy pracownik. To Janek, były facet Niny, który po 10 latach wraca do Polski. Piszę facet, choć na dobrą sprawę mógłby być jej synem. Z rachunków wynika, że dzieli ich jakieś 14 lat. Po takim pomyśle na uwikłanie bohaterów można oczekiwać czegoś ciekawego, nowatorskiego, co nie pozwoli zasnąć natychmiast po emisji. Niestety, nie tym razem.

Nie będę odkrywczy pisząc, że postać musi być wiarygodna, by wywołać emocje inne niż żal za zmarnowanym czasem. Wiarygodne musi być także to, co przeżywa. W tym filmie tak nie jest. Sprawia wrażenie, że powstał jako test na to ile kitu można wcisnąć widzowi.

Oczywiście Janek próbuje Ninę na powrót uwieść, Nina się nie daje, ale nie za długo, bo mąż ma ją gdzieś i wyjeżdża na samotną włóczęgę po Islandii. Para wdaje się w namiętny, kompletnie nieprzekonujący widza romans. Nie chciałbym nikogo urazić, ale scena, gdy o sporo kilogramów starsza od Janka Nina wskakuje na niego w korytarzowym uniesieniu "na stojąco", która miała być namiętna, jest po prostu śmieszna i żenująca. Powiadają, że w starości najgorsze jest to, że pamięta młodość. Niestety, w tym filmie jest to nazbyt dosłownie pokazane. Oczywiście nie mam na myśli wieku bohaterki, a "starość" rozumianą jako wspomnienie uczucia.

Tak więc Nina wdaje się w gorący romans, Maciek - jej mąż podróżnik (w końcu Szklarski) niczego nieświadomy wędruje między gejzerami, a widz, zorientowawszy się, że Szekspira tu nie będzie (a może jednak: Otello i Desdemona? Ale gdzie tam, dajcie spokój), czeka tylko na to, czy Nina zostanie z młodym czy starym. Gdy już właściwie zdecydowała, że jednak z młodym, dochodzi do kulminacji - miłosne uniesienie zostaje wytransmitowane włączonym przypadkowo telefonem na Islandię, do Maćka. Ups, wydało się...

Dalej jest jeszcze śmieszniej, inaczej nie umiem nazwać tak kompletnego braku wiarygodności przedstawionych wypadków. Nina wybiera się na Islandię, bo szacunek do męża wymaga, żeby mu prosto w twarz powiedzieć, że jest rogaczem (tak jakby nie był świadkiem własnej koronacji). W związku z tym, że Islandia jest skomunikowana z Warszawą, jak nie przymierzając Starołęka z Kaponierą, Nina jest na prawie podbiegunowej wyspie w czasie, gdy Maciek jeszcze jest w drodze na lotnisko, żeby ją powitać.

Ale tu znowu ups! - Maciek ratując innego wędrowca sam ma wypadek i trafia do szpitala na intensywną terapię, gdzie walczy o życie. Nina rzecz jasna nie wie, co w tej sytuacji zrobić, bo nie jest tak łatwo zostawić męża leżącego pod respiratorem. Sam mąż zadania nie ułatwia, bo się budzi i ze stanu krytycznego przechodzi w jednej sekundzie w stan pokuty i obietnicy poprawy. Rozdarta jeszcze bardziej rozterkami Nina wychodzi z sali OIOM, by na korytarzu wpaść na swojego młodego kochanka, który przyjechał na Islandię następnym tramwajem, żeby się rozmówić. Co mówi Janek, musimy się domyślić, bo dźwięk też jest spartolony, od początku do końca. Część filmowych dialogów jest po prostu niezrozumiała, ale przy tak słabym scenariuszu nie ma to żadnego znaczenia. Kilka razy łapałem się na tym, że cofam film, żeby z niezrozumiałych kwestii wyłowić coś, czego nie mogę przeoczyć, a co mnie zaskoczy. Niestety, nie. Janek z pełnym zrozumieniem mówi, że rozumie i "ptemptem pobo" (po cofnięciu: "będę obok"). I to właściwie koniec tego filmu.

Co w nim oprócz scenariusza jest słabe?

Gra aktorska. Mimo ogromnych starań Roma Gąsiorowska nie jest w stanie mnie przekonać, że zakochuje się w Macieju Musiale (Rodzinka.pl), a Maciej Musiał w Romie Gąsiorowskiej (Listy do M.). Za słabą im dano historię do zagrania.

Złe są zdjęcia. Po pierwszych scenach podejrzewałem, że zepsuł się projektor. To co miało być lekką mgiełką romantyzmu, wyglądało jak prześwietlona klisza.

Słabe są dialogi - płaskie, banalne i na dodatek niesłyszalne.

Nieudana jest charakteryzacja. Między scenami retrospekcji a współczesności jest dziesięć lat różnicy. Co zrobili charakteryzatorzy? Maciejowi Musiałowi zapuścili (lub przykleili) rzadki zarost, który absolutnie do jego młodzieńczej twarzy nie pasuje, a Romie Gąsiorowskiej "ścięli" po prostu włosy.

Naprawdę trudno w tym filmie znaleźć coś dobrego. Miłosny dramat rozgrywa się na przykład w zaledwie czterech lokalizacjach: redakcji, osadzonej w zgranym do cna budynku Agory przy ulicy Czerskiej w Warszawie (trudno zliczyć komedie romantyczne tam nakręcone); "wypasionym" domu Niny i Maćka; kawalerce Janka i na Islandii. (Chodzi mi po głowie myśl, że film powstał wyłącznie po to, żeby ekipa mogła tam pojechać).

Wszystko okraszone jest kiczowatymi scenami łóżkowymi, półnagim Musiałem tańczącym przy prasowaniu koszuli, czy płaczącej Gąsiorowskiej z rozmazanym makijażem, a przecież nawet ja wiem, że współczesne makijaże się nie rozmazują.

Quentin Tarantino nakręcił film nad filmami - "Pulp Fiction" - niewiarygodną, ale genialną opowieść o miłości i złu w Ameryce. Według niektórych filmoznawców "pulp" w tym tytule oznacza dosłownie pulpę - "półprodukt powstały ze zgniecionego, rozdrobnionego materiału", z której geniusz Tarantino uczynił arcydzieło.

"Dzisiaj śpisz ze mną" to niewiarygodnie zła pulpa o miłości, w wydaniu polskim, której zabrakło dosłownie wszystkiego.

----------

"Dzisiaj śpisz ze mną" 2022 r (premiera 01.03.2023)

Reżyseria Robert Wichrowski.
Scenariusz Anna Janyska

https://radiopoznan.fm/n/FjWF3H
KOMENTARZE 1
Michal Zielinski
Dzięki 09.03.2023 godz. 15:33
Panie Grzegorzu za informację.
Po tych różnych deklaracjach innowacyjności, "odkryć " cywilizacyjnych oraz sztampowych komunałach coraz bardziej spotykam nudę w tych tzw projektach. Oszczędził pan nam czasu i ambarasu!!!