Półtonowy żubr budził sensację w nadleśnictwie Durowo. Okazało się, że "Kopytko" odłączył się od swojego stada z zagrody koło Mirosławca.
Trzeba było go odłowić, bo czteroletni osobnik zamiast trzymać się lasów, często zaglądał do wsi i rolniczych gospodarstw - mówi strażnik leśny Maciej Filut.
Byłem kilkukrotnie wzywany przez rolników do "Kopytka". Raz nocował w jednym z gospodarstw przy jednym z kojców z psem, a drugiej nocy przy drugim kojcu. Właściciel posesji opowiadał, że zwierzęta traktowały się przyjaźnie. Nawet sobie pomrukiwały i pochrząkiwały, ale w pewnym momencie coś Żubrowi nie przypasowało i tak kopnął w ogrodzenie kojca, że przestraszony pies omal nie zabił się, wskakując do budy. Po chwili jednak już obydwa zwierzęta leżały przytulone do siebie przez ogrodzenie.
Żubr został uśpiony przez weterynarza, a później wybudzony w klatce i przewieziony do macierzystej zagrody pod Mirosławcem. Jego drogę można było śledzić dzięki specjalnej obroży, którą miał na sobie.
Dorosłe osobniki mogą ważyć do 1000 kg. W nadleśnictwie Durowo ze względu na duże rozproszenie lasów nie ma warunków do życia dla Żubrów. "Kopytko" prawdopodobnie szukał nowego stada - przypuszczają leśnicy.