NA ANTENIE: SZALONA KREWETKA (2023)/ALICJA MAJEWSKA
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Prof. J. Trębecki: Bojkot wyborów to opcja pewnej rozpaczy

Publikacja: 27.04.2020 g.10:45  Aktualizacja: 27.04.2020 g.11:08
Poznań
Prof. Jacek Trębecki z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu był gościem porannej rozmowy Radia Poznań "Kluczowy Temat".
Jacek Trebecki - UE Poznań
Fot. UE Poznań

Rozmawiał z nim Piotr Tomczyk. Rozmowa dotyczyła między innymi wpływu epidemii i kryzysu gospodarczego na kampanię wyborczą.

Piotr Tomczyk: Tajemnicze, trudne do wytłumaczenia wyniki pojawiają się w sondażach przedwyborczych i właśnie o sondażowych skokach kampanii wyborczej, a także o potrzebie ratowania gospodarki w czasie epidemii, porozmawiam dziś z gościem "Kluczowego tematu". Panie profesorze, co się dzieje z sondażami przedwyborczymi? Skąd tak dynamiczne zmiany?

Prof. Jacek Trębecki: Można powiedzieć szaleją. Kiedyś można by jeszcze taką tezę ukuć: kto zamawia sondaże - takie ma wyniki, ale tu wydaje się, że wszystkie wyniki wskazują na dość zaskakujące przetasowania.

Kandydatka wystawiana przez największą partię opozycyjną w sondażach znalazła się na końcu stawki.

Prawdopodobnie kandydatka, ani sama partia, nie była w ogóle przyszykowana na prowadzenie kampanii w mediach społecznościowych w warunkach - powiedziałbym - takiego zamknięcia domowego, gdzie w zasadzie i spotkania, i wyjazdy nie grają żadnej roli, gdzie w zasadzie to, co zbuduje się w przekazie, gdzie strona, profil, Facebook, cięte memy, to decyduje o przekazie.

Co w takim razie pan jako praktyk w zakresie kampanii społecznych doradziłby poszczególnym kandydatom?

Liderem, ale też, jeśli chodzi o możliwości, jest obecny prezydent, który wszystko co zrobi, cokolwiek powie, gdzie zostanie pokazany, zawsze można przypisać, czy to sprawowanej funkcji czy pełnionej kampanii. Zresztą widać takie podporządkowanie trochę całej partii, potrzebom kampanijnym. Przeskoczyć w takiej sytuacji, kiedy mamy ten efekt flagi, jakby naturalnego grupowania się ludzi wokół lidera, wokół osobowości - w czasie kryzysu to naturalne, to jest naprawdę olbrzymie wyzwanie. A w dodatku scena opozycyjna - mocno rozproszona, wielu kandydatów, wielu liderów mocnych, więc tu też nie najłatwiej jest prowadzić tę kampanię.

A bojkot wyborów, czy to jest dobry pomysł na kampanię?

Myślę, że to jest trochę opcja pewnej rozpaczy, w takim sensie, że obecna konfiguracja to dla jakiegoś rozsądnego stratega dramat. W zasadzie nie wiadomo, czy wybory w ogóle się odbędą, nie wiadomo, kiedy dokładnie, czy ten 10 maja będzie aktualny. Nie wiadomo, jak prowadzić kampanię, skoro nie można jej prowadzić tradycyjnymi metodami, więc stworzenie jakiegoś składnego przekazu teraz, wymaga naprawdę dużej elastyczności i umiejętności improwizacji.

Czy w takiej kampanii rola emocji jest większa niż zwykle?

W kampanii wyborczej każdy chwyt jest dobry. W zasadzie jedynym miernikiem jakości chwytów jest ich skuteczność, efektywność, więc pewnie padają tutaj bardzo mocne słowa emocjonalne, ale jeśli chodzi o same wybory, sam bojkot nie jest to też tak zła strategia. Jeśli zawierzyć sondażom, że obecny prezydent ma przewagę, jeśli do tego dołożymy fakt, że głosy po stronie opozycji będą mocno rozproszone, w dodatku opozycja ma ten elektorat niepewny, a jeśli chodzi o partię rządzącą jest to jednak dość karny elektorat i mając świadomość tego, że wygrać nie można tej kampanii, to w zasadzie można zdyskredytować jej podstawy po prostu bojkotem. Będzie on skuteczny tylko wtedy, jeśli wszyscy podejmą ten bojkot albo wszyscy pójdą do wyborów.

Czy nie ma pan takiego wrażenia, że taka emocjonalna argumentacja ona się przyjmuje właściwie w każdej grupie społecznej? Obojętnie, którego kandydata popieramy, to jednak te emocjonalne argumenty one są jakoś silniejsze.

To też wynika ze specyfiki mediów społecznościowych, jeszcze bardziej niż klasycznych mediów. Ten przekaz, żeby mógł się przebijać, rozwijać, był dystrybuowany, musi mieć w sobie elementy memu. Wprawdzie memetyka jako nauka wygasła i to na początku tego wieku, ale pewne założenia rodzaju informacji, która ma szansę replikować, być przekazywana dalej, ciągle pozostają aktualne. To musi być ciekawostka, sensacja, coś bardzo śmiesznego, fajnego, coś, co po otrzymaniu czujemy, że powinniśmy przekazać, a się palimy, żeby nasi znajomi to zobaczyli i ktoś, kto opanuje trudną sztukę stworzenia takich memów, takich przekazów, wygrywa. Ma po prostu znacznie większe możliwości przekazu.

Może takie są wyniki sondaży, bo Polacy chcą zaoszczędzić, chcą, żeby nie było drugiej tury? Wtedy koszty znacząco spadną.

Nie wierzyłbym w taką zbiorową mądrość narodu, żeby zaoszczędzić. Ja podejrzewam, że to wynika z tego efektu zagrożenia. Tu w dodatku te efekty tej epidemii nie są tak groźne obiektywnie rzecz biorąc, jeśli porównamy to, co dzieje się w Polsce i w innych krajach, to przechodzimy to zdecydowanie łatwiej. Oczywiście można oceniać działania rządu jako bardzo wizerunkowe. To ubranie całego narodu w maseczki czy chociażby zakaz wstępu do lasu pewnie nie miało istotnego znaczenia z punktu widzenia walki z epidemią, ale dawało nam takie poczucie, że rząd coś robi, stara się, wprowadzane są pewne przepisy. w psychologii jest takie pojęcie "panic button", czyli taki guzik, który uczestnik eksperymentu otrzymuje, ma go nacisnąć, gdy już będzie chciał przerwać eksperyment.  Ktoś, kto jest uczestnikiem takiego eksperymentu, czyli przebywa w jakiś bardzo uciążliwych warunkach: hałasu, wysokiej temperatury, mając świadomość, że może go w każdej chwili wyłączyć, ma świadomość takiej kontroli, poczucie kontroli, znosi znacznie większe obciążenia. Pewnie takie poczucie, że ktoś panuje na tą epidemią, ktoś tym zarządza, ktoś pewnie wie, co robić, w gruncie rzeczy buduje takie zaufanie do władzy, co przenosi się na notowania.

A z ekonomicznego punktu widzenia, co by pan radził rządowi - otwierać gospodarkę teraz już czy czekać?

Jestem za otwarciem gospodarki gdzie się tylko da. Każdy dzień takiego zamrożenia, to dzień stracony, a z drugiej strony mam cichą nadzieję, że istnieje w nas taki optymizm, bo to, czy będzie kryzys, czy może jednak będzie odbicie, ocieplenie, to tylko zależy od naszego przekonania. Jeśli ludzie mają w sobie optymizm i wiarę, rzucają się do odbudowy, zakładania firm, zakupów, w rezultacie gospodarka rusza, jest popyt, więc rusza też produkcja i bardzo szybko straty są odbudowywane, ale brak takiej wiary i głębokie przekonanie, że nawet, jeśli kryzysu nie ma, to bezwzględnie musi nadejść, powoduje, że przedsiębiorcy zwalniają pracowników, tną koszty, nikt nie chce kupować, inwestować, ci, którzy, by chcieli kupić mieszkanie, jednak zostają w swoich starych i rezultacie cała gospodarka zwalnia, aż wreszcie siada.

Medialne autorytety mówią nam, że świat po epidemii już nie będzie taki sam.

Jednym z symptomów jest pewnie to, że pewnie częściej goście studia radiowego będą siedzieli przy swoich telefonach, komórkach bądź komputerach odpowiadając na pytania, ale tak prawdę mówiąc pewnie myślę, że potwierdzi się ta prognoza, że życie w znacznie większym stopniu, takie zawodowe, przeniesie do on-linie. Gwałtownie doceniono wszystkie te zawody, które można wykonywać zdalnie. Myślę, że to jest taki gwałtowny krok w takim rozwoju. Niektórzy wieszczą, że właśnie rodzi się nowe pokolenie, bo co tu kryć, to, co się teraz dzieje jest przeżyciem pokoleniowym. Jeszcze za 20 lat obecne dzieciaki będą wspominały, że to był czas tej wiosny, kiedy była kwarantanna tak, że jest to pewne zbiorowe przeżycie kreujące i bohaterów i pewnie negatywne postacie. Bardzo ciekawy okres w ekonomii, polityce i taki w życiu społecznym.

Czyli zmiany zarówno ekonomiczne, jak i technologiczne, ale czy np. nie dojdzie do takiej sytuacji, że obywatele będą chętniej zgadzali się na kontrole, przymus, będą wybierali bezpieczeństwo zamiast wolności?

To jest odwieczny problem, a ja bym powiedział, że pewien trend cywilizacyjny. Zawsze tak było, że sprzedawaliśmy trochę swojej wolności, kupując w zamian bezpieczeństwo. Wolny chłop oddawał jakiemuś księciu czy faraonowi, bo ten go bronił od zbójów. Prawdę mówiąc nie wiem, co było gorsze - oddawać dziesięcinę panu czy dawać zbójom, ale tu jednak pan zwykle działał w granicach jakiegoś prawa, więc myślę, że to będzie naturalny trend, a w dodatku on i tak następował. Epidemia była tylko katalizatorem mocno przyspieszającym procesy, które i tak następowały, czyli znaczne przywiązanie do telefonów komórkowych, do pracy przez internet.

Czy w tej sytuacji społecznej, gdyby doszło do wyborów korespondencyjnych, możliwy jest inny wynik niż zwycięstwo Andrzeja Dudy w pierwszej turze?

Myślę, że to jest bardzo wątpliwe. Musiałby się zdarzyć jakiś dramatyczny zwrot akcji. Nie wiem, powiedzmy, że fundamentalnie podskoczyłaby zachorowalność, śmiertelność, to musiałby się zdarzyć coś fundamentalnego coś, co odwróciłoby taką opcję. Przez ostatni rok, nawet więcej, czekano na taki element - to się ładnie nazywa game changer, coś, co fundamentalnie zmieni ustawienia, ale żadne z tych wydarzeń nie było takim changerem. Jedyne co może się okazać, że zmobilizowana opozycja doprowadzi do tego, że ta frekwencja będzie dokładnie odpowiadała ilości elektoratu PiS, co postawi trochę pod znakiem zapytania legitymację prezydenta, bo to będzie oznaczało, że jest to rzeczywiście tylko prezydent jednej formacji, jednej strony, czyniąc też dość duży precedens i pewnie w skali krajowej i w skali międzynarodowej.

https://radiopoznan.fm/n/BMYaEh
KOMENTARZE 0