Ma to zatrzymać młodych lekarzy, wykształconych w naszym kraju i sprawić, by nie wyjeżdżali do pracy za granicę. W wielkopolskich szpitalach zaczyna brakować lekarzy. Już teraz są roczniki, z których nawet połowa absolwentów medycyny szuka zatrudnienia w Niemczech, Wielkiej Brytanii czy Szwecji.
Wielu z nich podkreśla, że problem zaczął się już nawet kilkanaście lat temu, teraz się już tylko pogłębia. Są przypadki, że szpitale z braku lekarzy muszą nawet czasowo zamykać niektóre oddziały.
Jarosław Gowin, minister nauki i szkolnictwa wyższego powiedział, że w sprawie płatnych studiów medycznych "bez akceptacji ministra zdrowia nie zamierza żadnych rozwiązań forsować na siłę". Dyskusja w tej sprawie trwa. Zdaniem wielu dyrektorów szpitali i menadżerów opieki zdrowotnej wyjazdy lekarzy z Polski za granicę w poszukiwaniu lepiej płatnej pracy, nie są najistotniejszą przyczyną braku lekarzy w szpitalach. Jest ich znacznie więcej.
Co państwo sądzicie o tym pomyśle, czy faktycznie studia medyczne powinny być płatne, a może są inne sposoby zatrzymania młodych lekarzy w Polsce, może faktycznie ich niskie zarobki zaraz po studiach nie sprzyjają myśleniu o pozostaniu w Polsce?
Pomysł ministra nauki zakłada, że studenci płaciliby za naukę pieniędzmi ze stypendium, które później musieliby odpracować, zostając kilka lat po studiach w Polsce. Jak ten pomysł przyjęto w medycznym ośrodku akademickim w Poznaniu? Posłuchaj!
Lekarzu, lekarzu pokaż co masz w garażu?
Dlatego powinno być jasne, jednoznaczne rozgraniczenie praktyk.
Albo wolny rynek, albo państwowe posady i to w jednym miejscu, a nie w dziesięciu punktach kosztem pacjenta płatnika i to jeszcze przy braku pełnej odpowiedzialności za jakość świadczonych usług
W kraju w miasteczku w którym jest 20% bezrobocie, w którym pracuje tylko 50% ludzi , a z tego jeszcze z 30% w budżetówce wszyscy lekarze nie mogą jeździć beemkami , porschakami, lexusami, a obywatele nie mogą mieć opieki medycznej na takim poziomie jakie mają obywatele efektywnie zorganizowanych społeczności w których pracuje 75% ludzi i w większości na „wolnym” rynku.
To chyba jest oczywiste i zrozumiałe., wiec zrozumiałym winny być proporcje wynagrodzeń pomiędzy lekarzami a innymi zawodami. Praca inż. hydraulika, informatyka, elektryka jest tak samo odpowiedzialna i wymaga wiedzy jak praca kardiologa naczyniowca. Nawet gorzej, bo lekarz spapra jednego pacjenta, a inżynierowie załatwią pasażerów całego samolotu, bo u pacjenta sam organizm skoryguje błędy lekarza, a w samolocie materia błędów inżynierów nie skoryguje, rurki olejowe same, prosto czy krzywo, ale się nie zrosną.
Do tego chyba panowie jesteście świadomi, że u nas nie na systemu ubezpieczenia, znana jest tylko składka, czy sposób jej naliczania, natomiast nie ma zdefiniowanego co za składkę, kiedy, co z jaką procedurą, z jaką odpowiedzialnością za efekt końcowy, za dzieło.
Pacjent nawet nie wie kiedy jest królikiem doświadczalnym, kiedy robią mu zabieg tylko po to, by lekarz uzyskał tytuł, wyniki do publikacji naukowej, czy produkcyjnej (farmaceutyki, narzędzia).
Pacjent nie ma żadnej orientacji co do kosztów procedur, zabiegów, leczenia, ryzyka poszczególnych procedur, nie ma danych dla pełnego rachunku swoich kosztów.
Dlatego lekarze, tak jak wszyscy w propozycji Gowina winny uczyć się na własne ryzyko, inwestycyjne w siebie, a potem poddać się jak wszyscy inni weryfikacji rynkowej, wówczas nie będzie problemów z emigracją, czy brakiem odpowiedzialności, pomiataniem klientami.
Mało tego ani chory, ani społeczeństwo nie podjeło świadomej decyzji czy w ogóle warto leczyć, czy to ma ekonomiczne uzasadnienie, czy stać nas na taki luksus ratowania jednego i dołowania rozwoju grypy?
Czego nie rozumiesz?
Nie rozumiesz, że nauczanie wiedza kosztuje i to sporo?
Kosztuje uczącego się (nakład czasu na naukę, na studiowanie, na dojazdy, czy na akademik, na książki, sprzęt niezbędny do nauki (fantomy, kompy it).
Kosztuje też nauczanie (koszty po stronie uczelni, sale, ogrzewanie, biblioteki, pomoce naukowe) ale też kadry naukowe, doskonalenie tych kadr naukowych (konferencje, transmisje, sympozja), kadry nauczycielskie, kadry pomocnicze, ale też podatki, para podatki, składki ubezpieczeniowe, uczelniane ośrodki wczasowe itd. Itp.)
Prywatna uczelnia pomimo otrzymywanej dotacji na studenta, wycenia semestr medycyny na 20 tys. zł)
Całe studia 6 lat x 2 sem. x 20 tys. = 240 tys zł
Po 6 latach nauki posiadasz wiedzę, ale nie masz jeszcze umiejętności by ją samodzielnie zastosować w praktyce, sprawdzić się w stresie, na żywca, w realnych a nie laboratoryjnych warunkach.
Dlatego dochodzą jeszcze staże, specjalizacje czy rezydentury.
Wiedza to towar, za naukę jazdy na prawko płacisz bez większego szemrania, to niby dlaczego nie masz płacić za naukę zawodu lekarza, inżyniera, biologa czy historyka?
Osobny problem dotyczący głównie medycyny to rola pacjenta jako królika doświadczalnego, jako pomocy naukowej, jako testera leków. Musisz zapłacić, albo znaleźć frajera by zaryzykował i poddał się u Ciebie jakiemuś zabiegowi.
(Podczas nauki strzyżenia, fryzjerzy muszą sobie zorganizować modeli do ufryzowania).
To jest odpłatne, musisz zapłacić by móc na czyjeś głowie uczyć się strzyżenia.
Tak samo musisz zapłacić za ćwiczenia na zwłokach, bo to kosztuje, transport, lodówki, zgody itd. Itp.
Za darmo to nawet w ryja nie dostaniesz tylko musisz sobie nagrabić. Kumasz?
Dlatego w krajach gospodarki rynkowej nauka kosztuje, a wysokie zarobki rekompensują koszty nauki.
Wysokie zarobki wyglądają bajecznie, ale z nich musisz opłacić ubezpieczenie oc, na wypadek jak popełnisz błąd w sztuce.
A jak tych błędów popełnisz więcej to sam odejdziesz z zawodu bo nie będziesz w stanie opłacić coraz wyższej składki oc.
I opłaty nie dotyczą tylko medycyny, ale każdych studiów, a do droższych należą te bardziej złożone, te wymagające nie tylko zdobycia wiedzy, ale i praktyki jej stosowania, obsługi złożonych narzędzi czyli studia techniczne, medyczne itp.
Projekt Min. J.Gowina uważam za celny !!! Choć to nie jedyny krok w celu uzdrowienia polskiej służby zdrowia. Trzeba więcej i rozsądniej zrobić dla rezydentur, i kolejki wtedy będą mniejsze itp., i młodzi nie będą wyjeżdżać.
Przykładem takiego przemyślanego i chętnego darmowego przyjęcia ludzi wykwalifikowanych na masową skalę był pomysł p.Merkel na wpuszczenie emigrantów do Europy, a następnie po przeprowadzonej selekcji, która miała na celu właśnie wybranie ludzi wykształconych (w tym lekarzy, pielęgniarek, informatyków itd), pozostawienie ich w kraju. Reszta "bezwartościowych" emigrantów zarobkowych miała zostać przymusowo rozesłana do pozostałych biednych krajów członkowskich w tym Polski. Na szczęście do tego nie doszło.
Poza tym w Polsce są dwie służby zdrowia... jedna finansowana z NFZetem, z której mimo odprowadzanych olbrzymich składek ciężko jest skorzystać (terminy za 2 miesiące, za pół roku, za rok albo i później), druga finansowana z pieniędzy prywatnych, nieewidencjonowanych - 200zł za wizytę. I to jest właśnie problem tej naszej służby chorym... system opieki zdrowotnej to umożliwia, a nawet wspiera. Czas pracy lekarzy jest nieewidencjonowany, lekarze odbębniają pracę na "państwowym", a często nawet w państwowym przyjmują prywatnie.
Nie chcę zaglądać lekarzom do garażu, ale poruszają się oni pojazdami raczej z górnej półki (Mercedes, BMW, Porsche, Lexus). Nieruchomości lekarzy też są raczej grubo powyżej średniej. A oficjalnie są biedni.
Wygląda to tak, że do lekarzy pieniądze płyną szerokim strumieniem - jeden strumień, to pieniądze od pacjentów przyjmowanych w prywatnych gabinetach. Drugi strumień, to pieniądze na utrzymanie szpitali, laboratoriów i drogiego sprzętu. Lekarze mający prywatne praktyki praktycznie nie ponoszą żadnych kosztów.
Właśnie kilka dni temu rozmawiałem z rodzicami chłopaka, który chce iść na medycynę i rodzice z oburzeniem wypowiadając się o wprowadzeniu płatnych studiów medycznych, zaproponowali synowi żeby już teraz wyjechał z Polski a nie po studiach. Pomyślałem sobie, że jednak cwaniaków w Polsce nie brakuje co chcą darmowego wykształcenia dla swoich dzieci a potem emigracja gdzie lepiej płacą.