Gdyby jakieś dwa lata temu ktoś powiedział o tym na głos, uznano by go pewnie za człowieka niespełna rozumu, a w najlepszym przypadku za niepoprawnego optymistę lub bajkopisarza.
Podsumowując rundę jesienną bieżącego sezonu, nie sposób nie wspomnieć o tym jak Zieloni się w Ekstraklasie znaleźli, bez tego trudno cokolwiek zrozumieć.
Przed 25 laty Warta ostatni raz spadła z Ekstraklasy i od tego czasu błąkała się między pierwszą a nawet trzecią ligą. Punktem zwrotnym było przejęcie klubu przez Bartłomieja Farjaszewskiego i pojawienie się przy Drodze Dębińskiej trenera Tworka.
Najbardziej romantyczna i zaskakująca historia
Takie rzeczy po prostu się nie zdarzają. Farjaszewski przejął klub biedny i skompromitowany. Przejął klub zadłużony i nie posiadający porządnego stadionu. Klub, który w pierwszej lidze dysponował jednym z najmniejszych budżetów. Ba, mając zaledwie 2,7 milionów nawet w drugiej lidze nie należeliby do krezusów. A jednak awansowali.
Przy Drodze Dębińskiej zebrała się bardzo ciekawa grupa ludzi.
Jeden pracował w hurtownii na Wyspach Brytyjskich, drugi przemierzał kraj jako przedstawiciel handlowy. Jeszcze inny wybierał się do Włoch, gdzie jego żona opiekowała się ich ciężko chorym dzieckiem.
Pozostali głównie grali w piłkę, ale też niczego wielkiego nie osiągnęli choć mogli, jak na przykład Robert Janicki. Piłkarz z bardzo udanego rocznika akademii Lecha, mówiło się, że jeden z najzdolniejszych, a konkurentów miał nie byle jakich, Kownacki, Linetty czy Bednarek.
Był jednak bardzo niecierpliwy i za wcześnie wyjechał za granicę, po czym odbił się od niemieckiego Hoffenheim.
Ich życiorysy wskazywały na wiele, ale niekoniecznie na grę na najwyższym poziomie rozgrywkowym w kraju.
Ich charaktery wręcz przeciwnie, to twardzi mężczyźni, którzy już z niejednego pieca chleb jedli.
Jeśli dodamy do tego trenera Tworką, który potrafił to tą grupę odpowiednio ustawić i zmotywować, to mamy gotową receptę na sukces, w tym wypadku nawet na sukces ponad stan.
Trener to osobna historia, ale jakże idealnie pasująca do tej grupy ludzi.
Praca w Warcie jest dla Piotra Tworka ogromną szansą i praktycznie pierwszym samodzielnym stanowiskiem w poważnej piłce. Do tej pory był asystentem albo pracował w niższych ligach.
Ekstraklasa
Awans zdobyli po barażach, przez co mieli krótką przerwę i stosunkowo mało czasu na przygotowania do sezonu.
Zaczęli słabo, w czterech pierwszych meczach zdobyli zaledwie jeden punkt i nie strzelili ani jednej bramki. Okazało się, że gra w Ekstraklasie to jednak zupełnie inna para kaloszy.
Charakterystyczne było zachowanie Michała Jakóbowskiego w meczu z Lechią Gdańsk. Biedak chyba zapomniał, że w meczach Ekstraklasy działa VAR i dwukrotnie usiłował wymusić karnego, wykonując bardzo naiwne padolino. W efekcie przeważająca i nieźle grająca Warta została osłabiona i przegrała 0:1.
Nauka i mityczne wnioski
Trener Tworek i jego Zieloni popełniali błędy i często płacili za to frycowe, ale szybko uczyli się gry w Ekstraklasie i wyciągali wnioski. Znakomitym przykładem jest Łukasz Trałka i jego zachowanie przy stałych fragmentach gry.
Zwykle były kapitan Lecha ustawiał się w polu karnym i czekał na dośrodkowania. Od jakiegoś czasu sam jest egzekutorem i okazało się, że ten pomysł wypalił, a Trałka zdobył swoje pierwsze liczby w Warcie.
Przełom
W piątej kolejce nastąpiło przełamanie. W Płocku Warta była lepsza i skuteczna. Znakomite zawody rozegrał Trałka, a wygrana Zielonych ani przez moment nie podlegała dyskusji.
Od tej chwili było już znacznie lepiej i warto zauważyć, że Warta przez wiele kolejek wyprzedzała w tabeli Lecha.
Wygrali obydwa wyjazdowe pojedynki z bezpośrednimi rywalami w walce o utrzymanie, Stalą Mielec i Podbeskidziem. Na szczególne wyróżnienie zasługuje spotkanie w Mielcu, gdzie Warta ponad połowę meczu grała w osłabieniu.
Do poprawy
Przede wszystkim do poprawy jest szerokość ławki rezerwowych. Sytuacja taka jak w meczu z Wisłą Kraków, gdy na ławce rezerwowych było pięciu graczy, z czego dwóch bramkarzy, jest nie do zaakceptowania.
Podobnie ma się sprawa z obsadzeniem młodzieżowca. Przepisy są jakie są i przecież w Warcie o tym wiedziano. W czasie gdy pauzował kontuzjowany stoper, Aleks Ławniczak, na ławkę musiał powędrować bramkarz Adrian Lis, gdyż jedynym młodzieżowcem zdolnym do gry był rezerwowy bramkarz Bielica.
Na szczęście Bielica nie zawiódł, ale taka absurdalna sytuacja w poważnym klubie nie ma prawa się zdarzyć.
Stadion
A właściwie jego brak i nie ma tu żadnych dobrych wieści. Nie mogą grać przy Drodze Dębińskiej, nie stać ich na Bułgarską, tak więc nadal grają w Grodzisku.
Pytanie jak długo? Jak długo pozwoli na to PZPN?
Jest to kwestia absolutnie zasadnicza dla dalszego rozwoju klubu! Na dłuższą metę nie da się funkcjonować bez własnego stadionu, prędzej czy później może się zdarzyć, że klub po prostu nie dostanie licencji na grę w Ekstraklasie.
Przy Drodze Dębińskiej bardzo liczono na środki z Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych, niestety Wielkopolska została w nim pominięta.
Podobno szykowany jest kolejny wniosek i oby się udało, gdyż jest to klasyczne być albo nie być dla Warty.
Nastroje i co dalej
Nastroje w Warcie nie są złe, klub ma cztery punkty przewagi nad miejscem spadkowym i okazał się najlepszym z beniaminków. Jednak mam wrażenie, że po ostatnich czterech kolejkach, gdy niepotrzebnie stracili kilka punktów, czują pewien niedosyt, gdyż mogło być jeszcze lepiej.
Przy niezłej grze obronnej największe deficyty Warta posiada w ofensywie, dokładnie odwrotnie niż Lech, i właśnie w tych rejonach się wzmocnili, co wydaje się logiczne.
Wypożyczyli z Pogoni Macieja Żurawskiego, wzmacniając atak, a przy okazji rozwiązując problem z młodzieżowcem.
Bardzo ciekawie wygląda sprowadzenie z Holstein Kilonia, niedawnego pogromcy Bayernu, pomocnika Makane Baku. Sprowadzono też wychowanka Lecha, prawego obrońcę Bartłomieja Burmana, ale to jest melodia przyszłości i prawdopodobnie będzie wypożyczony do klubu z 1. ligi.
Ogólnie wydaje się, że transfery wyglądają obiecująco, jednak to wciąż za mało i potrzebne jeszcze są przynajmniej dwa/trzy wzmocnienia.
Krzysztof Spanily